środa, 25 września 2013

Rozdział 5 Przerażający sen i jeszcze gorszy poranek

 Każdy śni. To dosyć normalna sprawa u ludzi. Podobno podczas snu, mózg ludzki pracuje z maksymalną wydajnością, jak dla mnie to jeden wielki stek bzdur. Człowiek ma sny, ponieważ pobudza się jego wyobraźnia, osoba nie posiadająca czegoś takiego nie ma snów. Proste równanie.
 Zawsze mamy takie normalne sny. O życiu codziennym, wymyślonej historii w której odgrywamy rolę głównego bohatera. Potem budzimy się i zapominamy o tym wszystkim. Jednak znajdzie się wyjątek, który potwierdzi tą regułę. Coś, na pograniczu rzeczywistości i dziwnego rodzaju „wizji”, jak gdyby dziwna wiadomość, od nieznanego nadawcy, przeznaczona wyłącznie dla naszego umysłu. Ciekawe.
 Z moim snem właśnie tak było. Jak to ja, zawsze muszę się wpakować w niezłe bagno. I tak się stało, ponieważ dziwnym zbiegiem okoliczności rozpoczął się mój romans z instruktorką Joanną. Wiem, że możecie mieć do mnie o to pretensję i nie dziwię się wam. Poprzednie trzy powinny mnie czegoś nauczyć, ale uwierzcie mi, że nie chciałem tego zaczynać. Tak się stało i już.
 Kocham Alicję, ale to nie moja wina, że przespałem się z Aśką. Nie zaplanowałem tego, po prostu spotkaliśmy się w klubie, trochę wypiliśmy i impreza skończyła się u mnie w pokoju. Jednak tym razem jest o tyle lepiej, że od razu zadeklarowaliśmy sobie, że nasze spotkania będę niezobowiązujące i udało się. Kiedy któreś z nas ma z czymś problem, dzwoni do drugiego i wszystko kończy się w łóżku.
 Tym razem jest możliwość, że to się nie wyda jak poprzednie moje romanse. Nie żebym czegoś żałował, ale nie chciałbym mieć powtórki z tego co się działo w tamtym okresie. Kiedy Alicja poznała prawdę popadła w czystą furię, naprawdę. Jak żyję, nie widziałem, aby ktoś był bardziej wściekły. Oczywiście parę razy dostałem w twarz, zniszczyła mi lampę, dwie konsole i całą szafkę gier video. Ale po chwili przeszła jej złość na mnie i zaczęła szykować zemstę na moje kochanki.
 Jako mężczyzna powinienem ją jakoś powstrzymać, ale wiecie co? Nic nie zrobiłem, tylko biernie się przyglądałem jak po kolei rujnuje im życie towarzyskie. Pierwszą dziewczynę ledwo odratowali, po tym jak zażyła prawie całe opakowanie środków nasennych i popiła to whisky. Druga przez trzy miesiące siedziała na oddziale zamkniętym w zakładzie psychiatrycznym, ponieważ zaczęła rozgadywać, że wilkołak chciał ją zgwałcić w jej własnym łóżku. Na szczęście trzeciej nic wielkiego się nie stało, ale jej rodzice byli wściekli jak zobaczyli film porno z ich córeczką w roli głównej. Od tej pory nie chodzi już z nami do szkoły, a chyba nawet wraz z rodziną przenieśli się do innego stanu.
 Tak więc sami widzicie, że lepiej było nie wtrącać się do spraw Alicji i tych dziewczyny. Niby jest mi ich szkoda, ale mówiłem głupim, że nic z tego nie wyjdzie, a one jak pszczoły do miodu zlatywały się do mnie i jęczały cały czas: „Kocham cię Alex”, „Zostańmy już razem”, „Ożeń się ze mną”. Miałem już dosyć tego gadania o naszym niby „związku” i po kolei z nimi zrywałem. W końcu jakoś się zgadały i tak się nawzajem nakręciły, że wygadały wszystko Alicji na korytarzu szkolnym. Nie wiem czego się ona spodziewały, po czymś takim. Chyba, że nagle rzucę swoją dziewczynę i będę z nimi mieszkał, jako jedna wielka, czteroosobowa rodzinka.
 Jadnak Alicja nie może również pochwalić się nienaganną przyzwoitością. Ona również mnie wielokrotnie zdradzała i to z największymi mendami z szkoły. Frajer numer jeden, był niskim, brunetem, który ubierał się jak jakiś gej. Z nim sobie łatwo poradziłem. Wystarczyło dać mu parę razy z pięści i chłopak już się nie podniósł. O wiele gorzej było z kandydatem numer dwa, ponieważ należał do drużyny futbolowej i był dwa razy większy ode mnie. Ale nie z takimi sobie radziłem. Tylko tym razem musiałem poprosić o pomoc paru znajomych i dopadliśmy go jak wracał z popołudniowego treningu. Hahaha był wyłączony z rozgrywek stanowych przez dwa miesiące i nasza drużyna nie zakwalifikowała się do dalszego etapu. Myślałem, że padnę wtedy z śmiechu, jak tylko widziałem minę trenera drużyny.
 Tak więc sami widzicie, że nasz związek jest trochę inny niż wszystkie pozostałe, ponieważ zawsze do siebie wracamy, bez względu na głupstwa, jakie wyprawiamy. Teraz jest identycznie, a nawet lepiej. Sam sex z Joanną jest czymś prostym w ukryciu, wiem, że ona się nie wygada nikomu, bo sama sobie mogłaby zaszkodzić i swojemu małżeństwu. Tak, ona ma męża.
 Całe przedstawienie zaczęło się stosunkowo niedawno, ponieważ pierwszy raz spotkaliśmy
się trzy dni temu i tak to ciągniemy. Jak na razie idzie świetnie, nikt nic nie podejrzewa, ja jestem zadowolony, zresztą tak samo jak Alicja i Asia. Wiem, że to może wydać się dziwaczne, ale podoba mi się ten układ i nie mam zamiaru nic tutaj zmieniać. Oczywiście istnieje ryzyko, że moja dziewczyna się dowie o tym i będzie kolejna awantura, jednak jestem gotów zaryzykować. Zresztą Alicja ostatnio również wydaje się być bardziej radosna, ciągle się uśmiecha, jakby rozkwitnęła przez ostatnie dwa tygodnie. Może ona też kogoś ma na boku?
 Nie. To niemożliwe. Z kim mogłaby mnie teraz zdradzić? W okolicy nie ma nikogo bogatszego ode mnie, żaden chłopak w okolicy nie jest również tak samo przystojny jak ja. Dobra, w sprawie bogactwa się myliłem, jest jeszcze John, ale on odpada, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi. Nawet on nie posunąłby się do czegoś takiego, wiedziałby, że byłby to już definitywny koniec naszej znajomości. Nie, on nie ma zresztą żadnych szans u Alicji. Kiedyś, jeszcze zanim zaczęliśmy być razem, przystawiał się do niej i ona całkowicie go spławiła. Chłopak był taki zszokowany, że ktoś mu odmówił i przez to musiał ćwiczyć trzy godziny, aby dojść do siebie. To nie może być on. W takim razie, muszą to być tylko chore urojenia mojej głowy.
Chyba zaczyna mi odbijać już z tego przemęczenia, ponieważ co noc jak jakiś wół zakuwam do tych egzaminów końcowych, ale widać już efekty. Nie robię, aż tylu błędów podczas pisania, a w czytaniu jestem teraz jednym z najlepszych, no może nie najlepszy, ale w pierwszej dwudziestce.
 Teraz tylko mam problemy z dobrym wsypaniem się. Często mam tak, że budzę się z jakiegoś snu cały zlany potem i już dalej nie mogę usnąć. Dziwne, ponieważ jeszcze nigdy nie miałem czegoś podobnego. I nie mówię, o jakiś dziecinnych koszmarach, które powodują lekkie poddenerwowanie. Jednak jeszcze dziwniejsze, że nigdy nie mogę sobie przypomnieć co dokładnie mi się przyśniło. Zawsze było tak, że pamiętam jakiś fragment snu i mogę go sobie odtworzyć w głowie, teraz jest zupełnie inaczej. Jak tylko otwieram oczy mam kompletną pustkę w głowię.
 Nie martwcie się, już sobie z tym poradziłem i zacząłem nałogowo brać tabletki nasenne. Dzięki nim budzę się rano wypoczęty i gotowy do działania. Problem jest tylko taki, że często zapominam ich zażyć.
Właśnie tego wieczoru tak bardzo ich potrzebowałem, a zapomniałem ich wziąć z sobą. Wiem, to moja wina, ale nie trzymam przy sobie takich środków jak chcę się przespać z dziewczyną. Traf chciał, że tej nocy sen był bardzo realistyczny, chyba najbardziej ze wszystkich.
 Śniło mi się, że biegnę w pewnym kierunku. Na początku nie wiedziałem gdzie biegnę i dlaczego. Dookoła otaczała mnie ciemność, nawet nie widziałem swoich stóp, jednak udało mi się usłyszeć swoje kroki. Dopiero po paru minutach uświadomiłem sobie, że uciekam przed czymś, a raczej przed kimś. Nie znam tej osoby, ale nie chcę jej poznać. Czuję aurę, która dosięga moich pleców. Jest zimna i przepełniona czystym złem.
 To była jakaś porażka, ciągle tylko biegłem i biegłem, nawet chwili odpoczynku nie miałem. Sądziłem, że nie dam już rady i padnę na ziemię, ale za każdym razem jak czuję, że zaraz stracę przytomność słyszę ten głos. Głos w oddali przede mną, nie, ten głos siedział we mnie. Tak, teraz jestem tego pewny, to w sobie słyszałem dziewczynę mówiącą moje imię.
- Alex. Alex. - ciągle powtarzała moje imię. Jej również nie znałem, ale z każdym dźwiękiem wypowiadanym przez dziewczynę czułem jak siły do mnie powracały i nadal mogłem uciekać przed złem. - Nie możesz się teraz poddać. Nie teraz. Jesteś tak blisko.
 Skoro naładowane mam już akumulatory przyśpieszam biegu. Ta zła energia, czy cokolwiek to jest zaczyna odstawać w tyle. Sądziłem, że to ja tak ją wyprzedziłem, bardzo się myliłem. To coś potrzebowało trochę czasu, aby przybrać rzeczywisty kształt. Skąd to wiem? Ponieważ w uszach dudniło mi od kroków jakiejś „osoby” podążającej za mną.
 Ta kreatura zaczęła doganiać mnie, już czułem oddech na swoim karku i jestem pewny na sto procent, że chciało wyciągnąć swoją rękę, aby złapać mnie i zatrzymać. Udało mi się uciec dzięki oślepiającemu błyskowi światła. Nie palił mnie w oczy, nawet nie musiałem zasłonić ich ręką, światło w ogóle nie szkodziło mi. Jednak mój prześladowca nie miał tyle szczęścia co ja. Piski jakie wydawał podobne były do tysiąca kruków zlatujących się w jednym miejscu, w pewnym momencie nawet zrobiło mi się go żal, ale nie zatrzymałem się, aby pomóc. Musiałem biec dalej, ponieważ światło zaczęło stopniowo gasnąć, aż pozostał jedynie mały płomień w odległości jakiś pięciuset metrów przede mną. To był mój cel, to właśnie tam miałem się udać.
- Nadzieja. - znowu usłyszałem ten kobiecy głos, szkoda, że po raz ostatni. Musiałem się śpieszyć, gdyż potwór przestał walczyć z światłem i wznowił pościg. Polowanie dalej trwało. Pozostało mi jeszcze trzysta metrów do płomienia, dwieście, sto, siedemdziesiąt pięć, pięćdziesiąt, dziesięć. Już miałem po niego sięgnąć, ale coś poszło nie tak i nagle poczułem jak podłoże zaczyna zanikać. W ostatniej chwili zdążyłem złapać się krawędzi. Ogień był na wyciągnięcie ręki, to tylko parę centymetrów.
 Niestety, ale to był już mój koniec. Potwór zdążył do mnie dobiec i teraz stał centralnie nade mną. Nie widziałem jego twarzy, rys ciała, kompletnie niczego, z wyjątkiem pary czerwonych oczu. Gdy patrzyłem w nie, poczułem jak przelatuje przeze mnie strach i znowu czuję się bezradny niczym małe dziecko. Nagle całe pomieszczenie w którym się znajduję przepełniło paraliżujący śmiech.
 Czułem jak ktoś nadeptuje mi na rękę i starał się mnie zrzucić w czeluść. Na razie udawało mi się jakoś wytrzymać, ale nie na długo i już w następnej sekundzie spadałem. W głowie ciągle słyszałem ten śmiech, śmiech oznaczający moją przegraną i koniec tego świata, koniec wszystkiego.
 Całe szczęście, że sen się zmienił w odpowiednim momencie i nie dotrwałem do końca upadku, bo to mogłoby nieźle zaboleć. Teraz znajdowałem się w dziwnej stalowej klatce. Możecie wierzyć, lub nie, ale byłem w postaci ptaka! Takiego prawdziwego, miałem dziób, skrzydła, pióra, szpony. Haa, nie byłem zwykłym jakimś ptaszkiem podwórkowym, tylko prawdziwym orłem amerykańskim. Dostojnym, odważnym, pełnym honoru i czegoś na kształt dobra.
 Tylko problem był w tym, że nie mogłem się wydostać na zewnątrz, ale jaki miałem za to widok. Przede mną rozciągała się ogromna polana z nieskończoną ilością kwiatów, dalej znajdował się ogromny las mieszany, a jeszcze za nim pasmo górskie. Wspaniały widok, tylko patrząc można wyczuć istne życie tętniące się w tym miejscy. Ja jeden siedziałem zamknięty w tej klatce, odizolowany od reszty świata.
To takie niesprawiedliwe. Dlaczego to mnie zamknięto tutaj? Pytam się dlaczego? Ja powinienem być wolny. Szybować w przestworzach, królować wśród ptaków. To jest moje zadanie, a nie siedzieć i bezczynnie patrzeć jak wszyscy są szczęśliwi. Musze to jakoś zmienić.
 Zlatuję z swojego miejsca i podlatuję do kłódki. Drapię ją, uderzam skrzydłami, staram się wyrwać, dziobać, ale to wszystko nie daje żadnego rezultatu. Jestem zdany na pomoc kogoś z zewnątrz. Staram się przemówić do królika przebiegającego obok mnie, ale zamiast wypowiedzieć jakieś słowo słyszę dziwny pisk. Uszaty zwierzak nawet nie zatrzymał się, aby mi pomóc. Szybko przebiegł, nie oglądając się za siebie. Trochę więcej życzliwości miały sarny, ale nie odważyły się podejść do klatki ze mną. Zanadto się bały wyglądu klatki i tylko spojrzały na mnie przepraszająco, po czym odeszły.
 I tak mijały mi minuty, godziny, dni, aż w końcu pojawił się kolejny zwierzak, tylko tym razem musiałem go niestety przegonić. Nazbyt nie ufałem wężowi i już wolałem całe życie spędzić w klatce, niż mieć dług wdzięczności u tego gada. Jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło i jedna jedyna wiewiórka postanowiła mi pomóc, swoimi małymi łapkami zaciekle badała kłódkę, coś przy niej majstrowała, ale nie udało jej się mi pomóc.
 Z przykrością musiałem stwierdzić, że aby otworzyć urządzenie ludzkie, potrzebny jest do tego człowiek. A tych niestety nie widziałem tutaj od samego początku. Pozostało mi czekać, aż w końcu jakiś się pojawi i pomoże mi wydostać się na zewnątrz.
 Wiele lat mi zajęło czekanie na ratunek, lecz u kresu moich dni udało się. W końcu zauważyłem człowieka na polanie, dziewczynkę. Mogła mieć z dwanaście, może czternaście lat. Wyglądała bardzo niewinnie i młodo. Gdy zauważyła mnie, od razu przybiegła w podskokach. Cała uśmiechnięta wyciągnęła do mnie rękę i pogłaskała moje stare już pióra, niegdyś tak lśniące i pełne koloru, teraz poblakłe. Jednak nie zniechęciło to jej i bez żadnego zastanawiania się otworzyła kłódkę i wypuściła mnie na zewnątrz.
 Po tylu latach w końcu byłem wolny, wyprostowałem skrzydła i wystartowałem, problem polegał na tym, że zapomniałem jak się lata i spadłem na ziemię. Dziewczynka przestraszyła się i szybko mnie podniosła, obejmując swoimi ramionkami. Poczułem jak ciepło bije od jej malutkiego serduszka. Postawiła mnie sobie na ramieniu i razem weszliśmy na polanę. Gdy tylko pierwsze promienie światła dotknęły moich skrzydeł, poczułem dziwne zmiany zachodzące w moim ciele. Złamane skrzydła zaczęły się same nastawiać, w miejscach gdzie powypadały pióra znowu była pełna ilość, a te które już były stały się jak nowe. Powróciłem do pełnych sił, byłem gotów do wzlotu.
 Leciałem przez całą polanę, a tuż pode mną biegła mała dziewczynka wesoło się śmiejąc i machając do mnie. Przelotnie na nią spojrzałem i uśmiechnąłem się do niej. Staliśmy się przyjaciółmi, prawdziwymi przyjaciółmi.
 Wszystkie zwierzęta z polany przyglądały się nam, większości było to obojętne, jedynie wiewiórka wraz z swoją rodziną cieszyła się na ten widok. Jednak nie każdemu było do śmiechu. Śmiech zamienił się w przerażający krzyk i dziewczynka padła na ziemię martwa. Od razu do niej podleciałem i stanąłem na jej główce. Z oddalił dobiegł do mnie dziwny syk i coraz cichsze szeleszczenie trawy.
 W tej chwili zrozumiałem, że to moim obowiązkiem było chronienie jej przed wszystkimi zagrożeniami. Niestety zawiodłem ją.
 Gwałtownie obudziłem się i usiadłem na łóżku. Cały byłem mokry od potu, nawet prześcieradło się nie oszczędziło. Obok mnie leżała Joanna, która wydawała się być zadowolona z swojego snu. Ja nie mogłem tego powiedzieć o sobie. Dostałem jakiś drgawek z strachu, ponieważ cały czas po głowie chodziły mi sceny z ogniem i na polanie. To było przerażające, jeszcze nigdy nie czułem się taki przerażony jak teraz. Nawet wtedy gdy jako mały chłopiec zauważyłem ogromnego ptasznika na ścianie w swoim pokoju. Pamiętam dokładnie tą scenę, przez rok chodziłem na spotkania z psychologiem, abym zaczął się odzywać do innych.
 Teraz było o wiele gorzej. Przetarłem dłonią mokre czoło i rozejrzałem się po pokoju. Było to dosyć małe pomieszczenie z duża ilością ubrań, porozrzucanych wszędzie. Gdy spojrzałem na lustro z moich ust wydał się niekontrolowany krzyk przerażenia. Oprócz swojego odbicia dostrzegłem oczy z swojego snu. Śpiąca Asia gwałtownie się obudziła i spojrzała na mnie zaspana.
- Coś się stało Alex? - zapytała niepewnie i przytuliła się do mnie. Ja natomiast jeszcze raz spojrzałem na lustro, ale niczego nienormalnego nie było. Odtrąciłem ją niedelikatnie i wstałem z łóżka.
- Muszę iść. - zacząłem się pośpiesznie ubierać. - To już z nami koniec.
- Jak to koniec.
- Normalnie. Już nigdy więcej się nie spotkamy. Przepraszam. - pocałowałem ją czule na pożegnanie i wyszedłem z jej mieszkanka. Jechałem jak oszalały do domu i już po dwudziestu sześciu minutach siedziałem bezpiecznie w swoim pokoju, przy zapalonej lampce. Całą noc tak przesiedziałem. Nawet na minutę nie odważyłem się zamknąć oczu, zbytnio bałem się powrotu tych okropnych snów. Nazwijcie mnie tchórzem, ale nikt nie chciałby czegoś podobnego przeżyć.
 Słyszę każde nawet najmniejsze poruszenie w domu, mimo, że siedzę za zamkniętymi drzwiami, a dom jest ogromny jak pałac. Wchodzi do domu Anna, rodzice wstają i schodzą na dół do kuchni, napić się kawy. Wychodzą. Włączają się zraszacze na zewnątrz. Ann powoli zaczyna wchodzić po schodach i zmierza w kierunku moich drzwi. Zerkam na zegarek, pokazuję godzinę 7:32.
 Szkoda tylko, że te sny musiały nawiedzić mnie w tę konkretną noc. Akurat teraz najbardziej przydałoby mi się odpoczynku. Ponieważ za cztery godziny rozpoczyna się pierwszy egzamin. Ciekawe jak będę w stanie napisać wypracowanie, ledwo trzymając się na nogach.

•••

 Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu było małe ognisko rozłożone na środku. W pokoju nie było żadnych mebli z wyjątkiem jednego dużego fotela, stojącego obok paleniska. Izba była w opłakanym stanie, tynk odchodził od ściany, w podłodze brakowało wielu desek, a te które są pokryte były pleśnią i grzybem. Zresztą cały budynek tak wyglądał, więc ten pokój jakoś specjalnie się nie wyróżniał pod tym względem.
 Na fotelu siedział starszy pan, uważnie przyglądający się płomieniom ogniska. W jego brązowych oczach odbijał się żar. W ogóle się nie ruszał i ktoś obcy mógłby pomyśleć, że umarł. Jednak bliscy znali prawdę o nim.
 Niespodziewanie drzwi do pokoju otworzyły się i do środka weszła młoda dziewczyna. Była bardzo piękna, lecz niestety liczne plamy na ubraniu, brudne włosy, rozpuszczone w nieładzie całkowicie zasłaniały ukryte piękno.
- Przyniosłam ci coś ciepłego do picia i koc. - powiedziała uprzejmie i nad wyraz delikatnie do starca, który wybudził się z dziwnego transu.
- Nie powinnaś się mną tak przejmować, moja droga Susan. - uśmiechnął się do niej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i podała mu kubek z gorącym napojem, a już nieźle zjedzonym przez mole kocem okryła staruszka.
- Już tak mam w naturze pomagać innym. - obydwoje zaśmiali się na dźwięk tych słów. Kolejna spraw, którą tylko oni mogli zrozumieć. - I jak?
- Nie powinnaś być taka dociekliwa. - powiedział stanowczo.
- Wiem, ale proszę powiedz mi coś. - uklękła obok niego i spojrzała błagalnie swoimi szarymi tęczówkami, którym nigdy nie mógł niczego odmówić.
- Proszę cię, nie proś mnie o to. Wiesz, że nie można wyjawiać wszystkich sekretów przedwcześnie.
- Rozumiem to, ale nie możemy już dłużej czekać. Kończy nam się czas.
- Tego moja droga, nigdy nie jest za dużo. Ale nie przejmuj się tym, aż tak. Zdążymy. Już niedługo.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz. - spojrzała na niego sceptycznie. Staruszek zauważył to i zaśmiał się.
- Ja się nigdy nie mylę. Och tak, tego jestem całkowicie pewny.

- Mam nadzieję. 

1 komentarz:

  1. Sen, w którym ma się świadomość mijających LAT... Brrr...
    Już się nie mogę doczekać żeby się dowiedzieć, czy dobrze się domyślam w związku z dalszym ciągiem :D Teraz to nie masz prawa przestać pisać :P
    Chyba nie muszę już mówić, że świetny rozdział..?

    OdpowiedzUsuń