Każdy
śni. To dosyć normalna sprawa u ludzi. Podobno podczas snu, mózg
ludzki pracuje z maksymalną wydajnością, jak dla mnie to jeden
wielki stek bzdur. Człowiek ma sny, ponieważ pobudza się jego
wyobraźnia, osoba nie posiadająca czegoś takiego nie ma snów.
Proste równanie.
Zawsze
mamy takie normalne sny. O życiu codziennym, wymyślonej historii w
której odgrywamy rolę głównego bohatera. Potem budzimy się i
zapominamy o tym wszystkim. Jednak znajdzie się wyjątek, który
potwierdzi tą regułę. Coś, na pograniczu rzeczywistości i
dziwnego rodzaju „wizji”, jak gdyby dziwna wiadomość, od
nieznanego nadawcy, przeznaczona wyłącznie dla naszego umysłu.
Ciekawe.
Z
moim snem właśnie tak było. Jak to ja, zawsze muszę się wpakować
w niezłe bagno. I tak się stało, ponieważ dziwnym zbiegiem
okoliczności rozpoczął się mój romans z instruktorką Joanną.
Wiem, że możecie mieć do mnie o to pretensję i nie dziwię się
wam. Poprzednie trzy powinny mnie czegoś nauczyć, ale uwierzcie mi,
że nie chciałem tego zaczynać. Tak się stało i już.
Kocham
Alicję, ale to nie moja wina, że przespałem się z Aśką. Nie
zaplanowałem tego, po prostu spotkaliśmy się w klubie, trochę
wypiliśmy i impreza skończyła się u mnie w pokoju. Jednak tym
razem jest o tyle lepiej, że od razu zadeklarowaliśmy sobie, że
nasze spotkania będę niezobowiązujące i udało się. Kiedy któreś
z nas ma z czymś problem, dzwoni do drugiego i wszystko kończy się
w łóżku.
Tym
razem jest możliwość, że to się nie wyda jak poprzednie moje
romanse. Nie żebym czegoś żałował, ale nie chciałbym mieć
powtórki z tego co się działo w tamtym okresie. Kiedy Alicja
poznała prawdę popadła w czystą furię, naprawdę. Jak żyję,
nie widziałem, aby ktoś był bardziej wściekły. Oczywiście parę
razy dostałem w twarz, zniszczyła mi lampę, dwie konsole i całą
szafkę gier video. Ale po chwili przeszła jej złość na mnie i
zaczęła szykować zemstę na moje kochanki.
Jako
mężczyzna powinienem ją jakoś powstrzymać, ale wiecie co? Nic
nie zrobiłem, tylko biernie się przyglądałem jak po kolei rujnuje
im życie towarzyskie. Pierwszą dziewczynę ledwo odratowali, po
tym jak zażyła prawie całe opakowanie środków nasennych i popiła
to whisky. Druga przez trzy miesiące siedziała na oddziale
zamkniętym w zakładzie psychiatrycznym, ponieważ zaczęła
rozgadywać, że wilkołak chciał ją zgwałcić w jej własnym
łóżku. Na szczęście trzeciej nic wielkiego się nie stało, ale
jej rodzice byli wściekli jak zobaczyli film porno z ich córeczką
w roli głównej. Od tej pory nie chodzi już z nami do szkoły, a
chyba nawet wraz z rodziną przenieśli się do innego stanu.
Tak
więc sami widzicie, że lepiej było nie wtrącać się do spraw
Alicji i tych dziewczyny. Niby jest mi ich szkoda, ale mówiłem
głupim, że nic z tego nie wyjdzie, a one jak pszczoły do miodu
zlatywały się do mnie i jęczały cały czas: „Kocham cię Alex”,
„Zostańmy już razem”, „Ożeń się ze mną”. Miałem już
dosyć tego gadania o naszym niby „związku” i po kolei z nimi
zrywałem. W końcu jakoś się zgadały i tak się nawzajem
nakręciły, że wygadały wszystko Alicji na korytarzu szkolnym. Nie
wiem czego się ona spodziewały, po czymś takim. Chyba, że nagle
rzucę swoją dziewczynę i będę z nimi mieszkał, jako jedna
wielka, czteroosobowa rodzinka.
Jadnak
Alicja nie może również pochwalić się nienaganną
przyzwoitością. Ona również mnie wielokrotnie zdradzała i to z
największymi mendami z szkoły. Frajer numer jeden, był niskim,
brunetem, który ubierał się jak jakiś gej. Z nim sobie łatwo
poradziłem. Wystarczyło dać mu parę razy z pięści i chłopak
już się nie podniósł. O wiele gorzej było z kandydatem numer
dwa, ponieważ należał do drużyny futbolowej i był dwa razy
większy ode mnie. Ale nie z takimi sobie radziłem. Tylko tym razem
musiałem poprosić o pomoc paru znajomych i dopadliśmy go jak
wracał z popołudniowego treningu. Hahaha był wyłączony z
rozgrywek stanowych przez dwa miesiące i nasza drużyna nie
zakwalifikowała się do dalszego etapu. Myślałem, że padnę wtedy
z śmiechu, jak tylko widziałem minę trenera drużyny.
Tak
więc sami widzicie, że nasz związek jest trochę inny niż
wszystkie pozostałe, ponieważ zawsze do siebie wracamy, bez względu
na głupstwa, jakie wyprawiamy. Teraz jest identycznie, a nawet
lepiej. Sam sex z Joanną jest czymś prostym w ukryciu, wiem, że
ona się nie wygada nikomu, bo sama sobie mogłaby zaszkodzić i
swojemu małżeństwu. Tak, ona ma męża.
Całe
przedstawienie zaczęło się stosunkowo niedawno, ponieważ pierwszy
raz spotkaliśmy
się
trzy dni temu i tak to ciągniemy. Jak na razie idzie świetnie, nikt
nic nie podejrzewa, ja jestem zadowolony, zresztą tak samo jak
Alicja i Asia. Wiem, że to może wydać się dziwaczne, ale podoba
mi się ten układ i nie mam zamiaru nic tutaj zmieniać. Oczywiście
istnieje ryzyko, że moja dziewczyna się dowie o tym i będzie
kolejna awantura, jednak jestem gotów zaryzykować. Zresztą Alicja
ostatnio również wydaje się być bardziej radosna, ciągle się
uśmiecha, jakby rozkwitnęła przez ostatnie dwa tygodnie. Może ona
też kogoś ma na boku?
Nie.
To niemożliwe. Z kim mogłaby mnie teraz zdradzić? W okolicy nie ma
nikogo bogatszego ode mnie, żaden chłopak w okolicy nie jest
również tak samo przystojny jak ja. Dobra, w sprawie bogactwa się
myliłem, jest jeszcze John, ale on odpada, ponieważ jesteśmy
przyjaciółmi. Nawet on nie posunąłby się do czegoś takiego,
wiedziałby, że byłby to już definitywny koniec naszej znajomości.
Nie, on nie ma zresztą żadnych szans u Alicji. Kiedyś, jeszcze
zanim zaczęliśmy być razem, przystawiał się do niej i ona
całkowicie go spławiła. Chłopak był taki zszokowany, że ktoś
mu odmówił i przez to musiał ćwiczyć trzy godziny, aby dojść
do siebie. To nie może być on. W takim razie, muszą to być tylko
chore urojenia mojej głowy.
Chyba
zaczyna mi odbijać już z tego przemęczenia, ponieważ co noc jak
jakiś wół zakuwam do tych egzaminów końcowych, ale widać już
efekty. Nie robię, aż tylu błędów podczas pisania, a w czytaniu
jestem teraz jednym z najlepszych, no może nie najlepszy, ale w
pierwszej dwudziestce.
Teraz
tylko mam problemy z dobrym wsypaniem się. Często mam tak, że
budzę się z jakiegoś snu cały zlany potem i już dalej nie mogę
usnąć. Dziwne, ponieważ jeszcze nigdy nie miałem czegoś
podobnego. I nie mówię, o jakiś dziecinnych koszmarach, które
powodują lekkie poddenerwowanie. Jednak jeszcze dziwniejsze, że
nigdy nie mogę sobie przypomnieć co dokładnie mi się przyśniło.
Zawsze było tak, że pamiętam jakiś fragment snu i mogę go sobie
odtworzyć w głowie, teraz jest zupełnie inaczej. Jak tylko
otwieram oczy mam kompletną pustkę w głowię.
Nie
martwcie się, już sobie z tym poradziłem i zacząłem nałogowo
brać tabletki nasenne. Dzięki nim budzę się rano wypoczęty i
gotowy do działania. Problem jest tylko taki, że często zapominam
ich zażyć.
Właśnie
tego wieczoru tak bardzo ich potrzebowałem, a zapomniałem ich wziąć
z sobą. Wiem, to moja wina, ale nie trzymam przy sobie takich
środków jak chcę się przespać z dziewczyną. Traf chciał, że
tej nocy sen był bardzo realistyczny, chyba najbardziej ze
wszystkich.
Śniło
mi się, że biegnę w pewnym kierunku. Na początku nie wiedziałem
gdzie biegnę i dlaczego. Dookoła otaczała mnie ciemność, nawet
nie widziałem swoich stóp, jednak udało mi się usłyszeć swoje
kroki. Dopiero po paru minutach uświadomiłem sobie, że uciekam
przed czymś, a raczej przed kimś. Nie znam tej osoby, ale nie chcę
jej poznać. Czuję aurę, która dosięga moich pleców. Jest zimna
i przepełniona czystym złem.
To
była jakaś porażka, ciągle tylko biegłem i biegłem, nawet
chwili odpoczynku nie miałem. Sądziłem, że nie dam już rady i
padnę na ziemię, ale za każdym razem jak czuję, że zaraz stracę
przytomność słyszę ten głos. Głos w oddali przede mną, nie,
ten głos siedział we mnie. Tak, teraz jestem tego pewny, to w sobie
słyszałem dziewczynę mówiącą moje imię.
-
Alex. Alex. - ciągle powtarzała moje imię. Jej również nie
znałem, ale z każdym dźwiękiem wypowiadanym przez dziewczynę
czułem jak siły do mnie powracały i nadal mogłem uciekać przed
złem. - Nie możesz się teraz poddać. Nie teraz. Jesteś tak
blisko.
Skoro
naładowane mam już akumulatory przyśpieszam biegu. Ta zła
energia, czy cokolwiek to jest zaczyna odstawać w tyle. Sądziłem,
że to ja tak ją wyprzedziłem, bardzo się myliłem. To coś
potrzebowało trochę czasu, aby przybrać rzeczywisty kształt. Skąd
to wiem? Ponieważ w uszach dudniło mi od kroków jakiejś „osoby”
podążającej za mną.
Ta
kreatura zaczęła doganiać mnie, już czułem oddech na swoim karku
i jestem pewny na sto procent, że chciało wyciągnąć swoją rękę,
aby złapać mnie i zatrzymać. Udało mi się uciec dzięki
oślepiającemu błyskowi światła. Nie palił mnie w oczy, nawet
nie musiałem zasłonić ich ręką, światło w ogóle nie szkodziło
mi. Jednak mój prześladowca nie miał tyle szczęścia co ja. Piski
jakie wydawał podobne były do tysiąca kruków zlatujących się w
jednym miejscu, w pewnym momencie nawet zrobiło mi się go żal, ale
nie zatrzymałem się, aby pomóc. Musiałem biec dalej, ponieważ
światło zaczęło stopniowo gasnąć, aż pozostał jedynie mały
płomień w odległości jakiś pięciuset metrów przede mną. To
był mój cel, to właśnie tam miałem się udać.
-
Nadzieja. - znowu usłyszałem ten kobiecy głos, szkoda, że po raz
ostatni. Musiałem się śpieszyć, gdyż potwór przestał walczyć
z światłem i wznowił pościg. Polowanie dalej trwało. Pozostało
mi jeszcze trzysta metrów do płomienia, dwieście, sto,
siedemdziesiąt pięć, pięćdziesiąt, dziesięć. Już miałem po
niego sięgnąć, ale coś poszło nie tak i nagle poczułem jak
podłoże zaczyna zanikać. W ostatniej chwili zdążyłem złapać
się krawędzi. Ogień był na wyciągnięcie ręki, to tylko parę
centymetrów.
Niestety,
ale to był już mój koniec. Potwór zdążył do mnie dobiec i
teraz stał centralnie nade mną. Nie widziałem jego twarzy, rys
ciała, kompletnie niczego, z wyjątkiem pary czerwonych oczu. Gdy
patrzyłem w nie, poczułem jak przelatuje przeze mnie strach i znowu
czuję się bezradny niczym małe dziecko. Nagle całe pomieszczenie
w którym się znajduję przepełniło paraliżujący śmiech.
Czułem
jak ktoś nadeptuje mi na rękę i starał się mnie zrzucić w
czeluść. Na razie udawało mi się jakoś wytrzymać, ale nie na
długo i już w następnej sekundzie spadałem. W głowie ciągle
słyszałem ten śmiech, śmiech oznaczający moją przegraną i
koniec tego świata, koniec wszystkiego.
Całe
szczęście, że sen się zmienił w odpowiednim momencie i nie
dotrwałem do końca upadku, bo to mogłoby nieźle zaboleć. Teraz
znajdowałem się w dziwnej stalowej klatce. Możecie wierzyć, lub
nie, ale byłem w postaci ptaka! Takiego prawdziwego, miałem dziób,
skrzydła, pióra, szpony. Haa, nie byłem zwykłym jakimś ptaszkiem
podwórkowym, tylko prawdziwym orłem amerykańskim. Dostojnym,
odważnym, pełnym honoru i czegoś na kształt dobra.
Tylko
problem był w tym, że nie mogłem się wydostać na zewnątrz, ale
jaki miałem za to widok. Przede mną rozciągała się ogromna
polana z nieskończoną ilością kwiatów, dalej znajdował się
ogromny las mieszany, a jeszcze za nim pasmo górskie. Wspaniały
widok, tylko patrząc można wyczuć istne życie tętniące się w
tym miejscy. Ja jeden siedziałem zamknięty w tej klatce,
odizolowany od reszty świata.
To
takie niesprawiedliwe. Dlaczego to mnie zamknięto tutaj? Pytam się
dlaczego? Ja powinienem być wolny. Szybować w przestworzach,
królować wśród ptaków. To jest moje zadanie, a nie siedzieć i
bezczynnie patrzeć jak wszyscy są szczęśliwi. Musze to jakoś
zmienić.
Zlatuję
z swojego miejsca i podlatuję do kłódki. Drapię ją, uderzam
skrzydłami, staram się wyrwać, dziobać, ale to wszystko nie daje
żadnego rezultatu. Jestem zdany na pomoc kogoś z zewnątrz. Staram
się przemówić do królika przebiegającego obok mnie, ale zamiast
wypowiedzieć jakieś słowo słyszę dziwny pisk. Uszaty zwierzak
nawet nie zatrzymał się, aby mi pomóc. Szybko przebiegł, nie
oglądając się za siebie. Trochę więcej życzliwości miały
sarny, ale nie odważyły się podejść do klatki ze mną. Zanadto
się bały wyglądu klatki i tylko spojrzały na mnie przepraszająco,
po czym odeszły.
I
tak mijały mi minuty, godziny, dni, aż w końcu pojawił się
kolejny zwierzak, tylko tym razem musiałem go niestety przegonić.
Nazbyt nie ufałem wężowi i już wolałem całe życie spędzić w
klatce, niż mieć dług wdzięczności u tego gada. Jednak szczęście
się do mnie uśmiechnęło i jedna jedyna wiewiórka postanowiła mi
pomóc, swoimi małymi łapkami zaciekle badała kłódkę, coś przy
niej majstrowała, ale nie udało jej się mi pomóc.
Z
przykrością musiałem stwierdzić, że aby otworzyć urządzenie
ludzkie, potrzebny jest do tego człowiek. A tych niestety nie
widziałem tutaj od samego początku. Pozostało mi czekać, aż w
końcu jakiś się pojawi i pomoże mi wydostać się na zewnątrz.
Wiele
lat mi zajęło czekanie na ratunek, lecz u kresu moich dni udało
się. W końcu zauważyłem człowieka na polanie, dziewczynkę.
Mogła mieć z dwanaście, może czternaście lat. Wyglądała bardzo
niewinnie i młodo. Gdy zauważyła mnie, od razu przybiegła w
podskokach. Cała uśmiechnięta wyciągnęła do mnie rękę i
pogłaskała moje stare już pióra, niegdyś tak lśniące i pełne
koloru, teraz poblakłe. Jednak nie zniechęciło to jej i bez
żadnego zastanawiania się otworzyła kłódkę i wypuściła mnie
na zewnątrz.
Po
tylu latach w końcu byłem wolny, wyprostowałem skrzydła i
wystartowałem, problem polegał na tym, że zapomniałem jak się
lata i spadłem na ziemię. Dziewczynka przestraszyła się i szybko
mnie podniosła, obejmując swoimi ramionkami. Poczułem jak ciepło
bije od jej malutkiego serduszka. Postawiła mnie sobie na ramieniu i
razem weszliśmy na polanę. Gdy tylko pierwsze promienie światła
dotknęły moich skrzydeł, poczułem dziwne zmiany zachodzące w
moim ciele. Złamane skrzydła zaczęły się same nastawiać, w
miejscach gdzie powypadały pióra znowu była pełna ilość, a te
które już były stały się jak nowe. Powróciłem do pełnych sił,
byłem gotów do wzlotu.
Leciałem
przez całą polanę, a tuż pode mną biegła mała dziewczynka
wesoło się śmiejąc i machając do mnie. Przelotnie na nią
spojrzałem i uśmiechnąłem się do niej. Staliśmy się
przyjaciółmi, prawdziwymi przyjaciółmi.
Wszystkie
zwierzęta z polany przyglądały się nam, większości było to
obojętne, jedynie wiewiórka wraz z swoją rodziną cieszyła się
na ten widok. Jednak nie każdemu było do śmiechu. Śmiech zamienił
się w przerażający krzyk i dziewczynka padła na ziemię martwa.
Od razu do niej podleciałem i stanąłem na jej główce. Z oddalił
dobiegł do mnie dziwny syk i coraz cichsze szeleszczenie trawy.
W
tej chwili zrozumiałem, że to moim obowiązkiem było chronienie
jej przed wszystkimi zagrożeniami. Niestety zawiodłem ją.
Gwałtownie
obudziłem się i usiadłem na łóżku. Cały byłem mokry od potu,
nawet prześcieradło się nie oszczędziło. Obok mnie leżała
Joanna, która wydawała się być zadowolona z swojego snu. Ja nie
mogłem tego powiedzieć o sobie. Dostałem jakiś drgawek z strachu,
ponieważ cały czas po głowie chodziły mi sceny z ogniem i na
polanie. To było przerażające, jeszcze nigdy nie czułem się taki
przerażony jak teraz. Nawet wtedy gdy jako mały chłopiec
zauważyłem ogromnego ptasznika na ścianie w swoim pokoju. Pamiętam
dokładnie tą scenę, przez rok chodziłem na spotkania z
psychologiem, abym zaczął się odzywać do innych.
Teraz
było o wiele gorzej. Przetarłem dłonią mokre czoło i rozejrzałem
się po pokoju. Było to dosyć małe pomieszczenie z duża ilością
ubrań, porozrzucanych wszędzie. Gdy spojrzałem na lustro z moich
ust wydał się niekontrolowany krzyk przerażenia. Oprócz swojego
odbicia dostrzegłem oczy z swojego snu. Śpiąca Asia gwałtownie
się obudziła i spojrzała na mnie zaspana.
-
Coś się stało Alex? - zapytała niepewnie i przytuliła się do
mnie. Ja natomiast jeszcze raz spojrzałem na lustro, ale niczego
nienormalnego nie było. Odtrąciłem ją niedelikatnie i wstałem z
łóżka.
-
Muszę iść. - zacząłem się pośpiesznie ubierać. - To już z
nami koniec.
-
Jak to koniec.
-
Normalnie. Już nigdy więcej się nie spotkamy. Przepraszam. -
pocałowałem ją czule na pożegnanie i wyszedłem z jej mieszkanka.
Jechałem jak oszalały do domu i już po dwudziestu sześciu
minutach siedziałem bezpiecznie w swoim pokoju, przy zapalonej
lampce. Całą noc tak przesiedziałem. Nawet na minutę nie
odważyłem się zamknąć oczu, zbytnio bałem się powrotu tych
okropnych snów. Nazwijcie mnie tchórzem, ale nikt nie chciałby
czegoś podobnego przeżyć.
Słyszę
każde nawet najmniejsze poruszenie w domu, mimo, że siedzę za
zamkniętymi drzwiami, a dom jest ogromny jak pałac. Wchodzi do domu
Anna, rodzice wstają i schodzą na dół do kuchni, napić się
kawy. Wychodzą. Włączają się zraszacze na zewnątrz. Ann powoli
zaczyna wchodzić po schodach i zmierza w kierunku moich drzwi.
Zerkam na zegarek, pokazuję godzinę 7:32.
Szkoda
tylko, że te sny musiały nawiedzić mnie w tę konkretną noc.
Akurat teraz najbardziej przydałoby mi się odpoczynku. Ponieważ za
cztery godziny rozpoczyna się pierwszy egzamin. Ciekawe jak będę w
stanie napisać wypracowanie, ledwo trzymając się na nogach.
•••
Jedynym
źródłem światła w pomieszczeniu było małe ognisko rozłożone
na środku. W pokoju nie było żadnych mebli z wyjątkiem jednego
dużego fotela, stojącego obok paleniska. Izba była w opłakanym
stanie, tynk odchodził od ściany, w podłodze brakowało wielu
desek, a te które są pokryte były pleśnią i grzybem. Zresztą
cały budynek tak wyglądał, więc ten pokój jakoś specjalnie się
nie wyróżniał pod tym względem.
Na
fotelu siedział starszy pan, uważnie przyglądający się
płomieniom ogniska. W jego brązowych oczach odbijał się żar. W
ogóle się nie ruszał i ktoś obcy mógłby pomyśleć, że umarł.
Jednak bliscy znali prawdę o nim.
Niespodziewanie
drzwi do pokoju otworzyły się i do środka weszła młoda
dziewczyna. Była bardzo piękna, lecz niestety liczne plamy na
ubraniu, brudne włosy, rozpuszczone w nieładzie całkowicie
zasłaniały ukryte piękno.
-
Przyniosłam ci coś ciepłego do picia i koc. - powiedziała
uprzejmie i nad wyraz delikatnie do starca, który wybudził się z
dziwnego transu.
-
Nie powinnaś się mną tak przejmować, moja droga Susan. -
uśmiechnął się do niej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i
podała mu kubek z gorącym napojem, a już nieźle zjedzonym przez
mole kocem okryła staruszka.
-
Już tak mam w naturze pomagać innym. - obydwoje zaśmiali się na
dźwięk tych słów. Kolejna spraw, którą tylko oni mogli
zrozumieć. - I jak?
-
Nie powinnaś być taka dociekliwa. - powiedział stanowczo.
-
Wiem, ale proszę powiedz mi coś. - uklękła obok niego i spojrzała
błagalnie swoimi szarymi tęczówkami, którym nigdy nie mógł
niczego odmówić.
-
Proszę cię, nie proś mnie o to. Wiesz, że nie można wyjawiać
wszystkich sekretów przedwcześnie.
-
Rozumiem to, ale nie możemy już dłużej czekać. Kończy nam się
czas.
-
Tego moja droga, nigdy nie jest za dużo. Ale nie przejmuj się tym,
aż tak. Zdążymy. Już niedługo.
-
Mam nadzieję, że się nie mylisz. - spojrzała na niego
sceptycznie. Staruszek zauważył to i zaśmiał się.
-
Ja się nigdy nie mylę. Och tak, tego jestem całkowicie pewny.
-
Mam nadzieję.
Sen, w którym ma się świadomość mijających LAT... Brrr...
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać żeby się dowiedzieć, czy dobrze się domyślam w związku z dalszym ciągiem :D Teraz to nie masz prawa przestać pisać :P
Chyba nie muszę już mówić, że świetny rozdział..?