Oto nadszedł ten
dzień. Już za parę godzin, a konkretnie za trzy i pół zostanę
absolwentem New Age High School. Jak dziwnie to brzmi: Alexander
Wolf ukończył szkołę i stał się dorosły. Trzeba się będzie
przyzwyczaić do tego.
Jednak najlepsze
zostaje na koniec, gdyż o północy rozpoczyna się impreza u Johna,
dziwne, ale bardziej czekam na wieczorne party niż na uroczystość
wręczenia dyplomów. Dodatkowo, dwa dni po „spotkaniu” u
Tracers'a odbędzie się się moja osiemnastka. Jeszcze tylko dwa
dni!! Nie mogę się tego doczekać, to będzie najostrzejsza
impreza, jaka kiedykolwiek odbyła się na całym świecie.
Teraz trzeba tylko
jakoś przetrwać nudne przemówienia, defiladę, jakąś część
artystyczną i będzie koniec. Większość będzie czekała na listy
z uczelni, mnie jednak ten przywilej ominie, przynajmniej na razie.
Wszystko dlatego, że równo za tydzień razem z Alicją wsiadamy do
samolotu, który zawiezie nas do Europy, gdzie spędzimy całe cztery
miesiące. Moja ukochana już dokładnie rozplanowała nasz cały
wyjazd, wszystkie obiekty, które mamy zwiedzić i nawet ustaliła
jakimi środkami transportu mamy się poruszać.
Potem przenosimy
się do Afryki, aby uniknąć zimy i już na wiosnę powracamy do
Azji. Na sam koniec zostawiamy Australię i obie Ameryki. Chociaż ja
wolałbym nie zapuszczać się zbytnio w dżungli amazońskiej.
Tylko przed tym
wszystkim, najpierw musimy przeżyć wykład Penelopy Putch, który
może okazać się zabójczy. Dlatego też muszę wstać z łóżka i
przygotować się zarówno fizycznie, jak i psychicznie na spotkanie
z nieuniknionym.
- Trzeba wstać
Alex. - mówię sam do siebie i powoli schodzę z łóżka i kieruję
się do łazienki aby się ogarnąć przed uroczystością,
prysznic(oczywiście zimny), mycie zębów i takie tam. Następnie
trzeba zejść na dół, na śniadanie z całą rodziną! Na
specjalną okazję rodzice nie pojechali dzisiaj tak wcześnie do
biura, abyśmy razem mogli zjeść śniadanie i pojechać do szkoły.
Szok.
- Dzień dobry
wszystkim. - witam się z rodzicami, którzy wcześniej zeszli na dół
i teraz czekali tylko na mnie. Jak tylko usłyszeli moje wejścia,
odwrócili wzrok z gazet i przenieśli go na mnie, witając
uśmiechem.
- Dzień dobry
kochanie. - powiedziała mama.
- Dzisiaj twój
wielki dzień. - dopowiedział tata. Uśmiechnąłem się tylko w
odpowiedzi i zająłem swoje miejsce. Jak na razie wszystko układało
się perfekcyjnie. - Jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Ukończyłeś
bardzo dobrą szkołę z wyróżnieniem.
Taa, ciekawe ile
musieli rodzice zapłacić dyrektorowi, aby ten wymusił na
nauczycielach zmianę moich ocena. Dziwnym zbiegiem okoliczności,
nagle stałem się jednym z najlepszych uczniów.
- Tak. To bardzo...
wzruszające? - spojrzałem na tatę, który tylko się uśmiechnął.
Teraz nastąpiła głupia cisza, rodzice nadal czytali gazety, a ja
jak głupi gapiłem się w stół. Dobrze, że po paru minutach
pojawiła się Ann i przyniosła dla mnie śniadanie. Ponieważ
rodzice byli, to musiała się postarać i przygotowała dla mnie
jakąś dziwną potrawę z owoców morza. Na sam widok robiło mi się
niedobrze, ale trzeba było to zjeść.
- Dzięki. -
uśmiechnąłem się do niej i spostrzegłem, że przyniosła tylko
jedną porcję dla mnie. - A wy nie jecie?
- Nie skarbie. Już
jedliśmy wcześniej. Smacznego.- odpowiedziała mi mama.
- Kawa nie jest
śniadaniem. - mruknąłem cicho pod nosem. Nikt nawet nie zwrócił
na to uwagi, albo nikt nie chciał. Tak więc reszta śniadania
minęła w absolutnej ciszy, można powiedzieć, że nawet w
grobowej. Jak tylko skończyłem jeść, to udałem się do swojego
pokoju i założyłem na siebie nowy smoking, oczywiście szyty na
miarę. Rodzice uznali, że muszę pokazać klasę i styl, aby ludzie
lepiej mnie zapamiętali. Taa, jasne.
- Już jestem
gotowy. - poinformowałem rodzinę, gdy tylko zszedłem na parter. -
Możemy już jechać.
- Pięknie
wyglądasz. - od razu mam się pojawiła obok mnie i zaczęła
oglądać z wszystkich stron, jakby nigdy nie widziała mnie w tym
stroju. A widziała i to chyba z miliony razy na przymiarkach. - Taki
przystojny, elegancki. Jak młody bóg.
- Nie przesadzajmy.
- starałem się ja jakoś utemperować, ale jak już wpadnie w ten
dziwny stan, nie da się jej już powstrzymać.
- Jesteś zbyt
skromny. - skarciła mnie, ponieważ uważa, że skromność już
wyszła z mody i ludzie chcą widzieć pewnych siebie autorytetów.
Jakby ja miał być dla kogoś wzorcem. - Idealnie w nim wyglądasz.
- Czas na nas. -
ponaglił tata i musiał prawie siłą wyprowadzić mamę z domu,
ponieważ zaczęła poprawiać mój smoking. Oczywiście nie
spodobało jej się to, ale nie miała wyjścia i musiała wejść do
białej limuzyny, którą we trójkę pojechaliśmy do szkoły.
Podróż minęła
bezsłownie i może dlatego tak mi się dłużyła. Usiadłem
specjalnie przy oknie, aby mógł przynajmniej popatrzeć na mijanych
przechodniów i wszystkie budynki. Fascynujące zajęcie.
Dojazd do szkoły
zajął nam niecałą godzinę, więc pozostało już tylko
trzydzieści minut na rozpoczęcie zakończenia szkoły. Tym razem
ceremonia odbyła się w sali kryształowej z względu na jej piękny
wystrój i w ogóle. Co z tego, że była o wiele mniejsza od hali i
osoby, które się spóźniły ledwo co się mieściły w środku.
Rodzice zajęli
honorowe miejsce dla gości specjalnych, a ja zacząłem się
rozglądać za kimś znajomym, gdy nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to? -
od razu rozpoznałem głos Alicji, ale chciałem się z nią trochę
poprzekomarzać.
- Lindy?
- Nie.
- Katy?
- Też nie, do
trzech razy sztuka.
- No chyba nie
Penelopa? - udałem zrozpaczonego.
- No wiesz co?
Jesteś okropny. - zdjęła ręce i stanęła przede mną. - Jak
mogłeś w ogóle pomyśleć o tym pasztecie?
- Jakoś tak wyszło?
- wzruszyłem ramionami i pocałowałem ją namiętnie. - Teraz
lepiej?
- O wiele.
- To dobrze, bo
Penelopa całuje lepiej. - szybko skierowałem się w stronę swojego
miejsca. Alicja musiała potruchtać do mnie i z tego rozpędu wpadła
na mnie. Na szczęście udało mi się jakoś nie stracić równowagi
i na nikogo nie wpadliśmy. - Co ty robisz?
- Co ja robię? Ja
tylko biegnę do mojego ukochanego. - spojrzała się na mnie i
pomachała do kogoś. - Witaj Howard, mój skarbie. Zaraz do ciebie
przyjdę!
Dinklse był trochę
zmieszany tym wyznaniem, ale chyba połapał się, że to był żart
i poszedł porozmawiać z nauczycielką od angielskiego. Spojrzałem
na Alicją i uśmiechnąłem się krzywo, dziewczyna w odpowiedzi na
to założyła ręce na piersi.
- Co się tak
patrzysz? Ja też mam prawo do odrobiny szaleństwa. - prychnęła i
zajęła swoje miejsce. Kolejnym dziwnym zbiegiem okoliczności
mieliśmy miejsca obok siebie.
- Czy ja coś mówię?
- usiadłem obok niej i szepnąłem jej do ucha: - A jaki jest w
łóżku?
- Zachowuje się
wtedy jak prawdziwe zwierzę. - powiedziała ostro. Postanowiłem nie
ciągnąć tego tematu, więc grzecznie siedziałem i czekałem na
rozpoczęcie przedstawienia cyrkowego.
Dopiero po
piętnastu minutach na podwyższeniu pojawił się nasz dyrektor i
zaczął coś bełkotać do mikrofonu. Z tego co udało mi się
zrozumieć, to witał wszystkich najważniejszych gości i oczywiście
nas absolwentów szkoły. Dopiero po czymś taki rozpoczął się
jego nudny monolog na temat tej szkoły, jak ważne jest ukończenie
jej, jakie drogi stoją teraz przed nami otworem. Nudy i jeszcze raz
nudy.
- A teraz chciałbym
poprosić naszego najlepszego ucznia, aby mógł wygłosić mowę
pożegnalną w imieniu ostatniego rocznika.... - kątem oka
dostrzegłem, że Penelopa już powoli zaczęła się szykować, aby
podejść do mikrofonu i zacząć gadać jakieś brednie. Dlatego też
postanowiłem przymknąć oczy i postarać się przespać to. - …
Alexandra Wolfa!
To zaskoczyło
chyba wszystkich uczniów, ponieważ każdy zaczął się rozglądać
po całej sali. Na początku nie wiedziałem co mam zrobić. Nie
chciało mi się gadać przed wszystkimi, zresztą nawet nie
wiedziałem co mam powiedzieć. Widać było po Penelopie, że jest
bardzo zawiedziona takim obrotem spraw. W końcu Alicja lekko mnie
trąciła w ramię i dyskretnie pomogła wstać.
Droga do dyrektora
okazała się jeszcze dłuższa od podróży do szkoły. W głowie
chciałem na szybko ułożyć jakiś plan wypowiedzi, ale nic nie
przychodziło mi do głowy, więc starałem się iść jak
najwolniej, aby kupić sobie trochę czasu. Niestety w końcu
musiałem dojść do podwyższenia i stanąć przed dyrektorem twarzą
w twarz, który teraz się do mnie szeroko uśmiechał. Uścisnął
mi jeszcze dłoń i usiadł na swoim miejscu.
Stanąłem przed
mikrofonem i rozejrzałem się po całej sali. Oczy wszystkich
zebranych spoczywały na mnie.
- Serdecznie witam
wszystkie zebrane tutaj osoby. - postanowiłem pójść na żywioł i
zacząłem od ponownego przywitanie wszystkich osób. - Chciałby
powitać naszego dyrektora. Szanowną radę pedagogiczną. Zebranych
gości, oraz was drodzy koledzy i koleżanki.
Wraz z każdą
wymienianą przeze mnie grupą rozpoczynały się gorące oklaski.
Niestety nie spamiętałem wszystkich imion gości, więc moje
przywitanie było o wiele krótsze, od tego zaprezentowanego przez
dyrektora.
- Zebraliśmy się
tutaj, aby uroczyście zakończyć ten rok szkolny, który okazał
się najtrudniejszym z wszystkich trzech lat nauki w New Age High
School. - mówiłem pierwszy lepszy zlepek zdań, który akurat
przychodził mi do głowy. Wśród zebranych dostrzegłem Alicję i
Johna, którzy mimo tego, że nie siedzieli obok siebie, teraz
wspólnie próbowali powstrzymać śmiech.
- Tak więc, życzę
wam wszystkich udanych wakacji i aby każdy dostał się na swoją
wymarzoną uczelnie i robił, to co w życiu chce. Ja na pewno tak
zrobię. - wszyscy zaczęli się śmiać. - Powodzenia.
Dostałem ogromne
owację jak schodziłem z sceny i kierowałem się w stronę Alicji,
która dodatkowo jeszcze śmiała się ze mnie. Jak tylko do niej
doszedłem pocałowała mnie na pocieszenie i razem czekaliśmy na
dalszą część.
- Co to w ogóle
było? - szepnąłem do niej. - Kto to w ogóle wymyślił?
- Nie mam pojęcia,
ale Penelopa o mało co się nie popłakała jak rozpoczynałeś
mówić. - odpowiedziała mi. Dyrektor właśnie zaczął rozdawać
dyplomy ukończenia szkoły, więc każdy wokół nas zaczął
uważniej słuchać tego co mówi.
- Alicja McKingdom.
- moja dziewczyna wstała i teatralnie odgarnęła włosy. Z gracją
przeszła przez wszystkie rzędy krzeseł i podeszła do dyrektora.
Odebrała swój dyplomik z uśmiechem i jeszcze radośniejsza
powróciła na miejsce. Ja zacząłem najgłośniej klaskać i
gwizdać z wszystkich tutaj obecnych. Jak dyrektor wywołał Penelopę
Putch dziewczyna o mało co się nie przewróciła o swoją sukienkę,
co wywołało głośne śmiechy i wygwizdywania. Naprawdę musiała
prawie co płakać, ponieważ dostrzegłem, że ma całe czerwone
oczy. Niezły numer.
Na moje
nieszczęście moje nazwisko zostaje wywołane na samym końcu.
- I na koniec
Alexander Wolf. - podchodzę do dyrektora i mocno ściskam mu dłoń.
Uśmiechnięty biorę swój papierek.
- Dziękuję bardzo.
- mówię do mikrofonu i odchodzę. Teraz nasz były dyrektor
poprosił wszystkich o udanie się przed dziedziniec szkoły na
uroczystą defiladę i inne pierdoły artystyczne. Dlatego zebrały
się nam jeszcze z dwie godziny w szkole zanim wszystko się
skończyło.
- Podjadę po ciebie
około północy. Okey? - pocałowałem Alicję.
- W porządku. Tylko
się nie spóźnij. - uśmiechnąłem się do niej i ostatni raz
pocałowałem dziewczynę zanim udaliśmy się do swoich samochodów.
Tak samo jak
przyjechałem, w taki sam sposób wróciłem, czyli z rodzicami.
Tylko tym razem podróż była bardziej interesująca, ponieważ
rodzice zaczęli mówić jacy to są ze mnie dumni i takie tam.
Chociaż zawsze lepsze to, niż kolejna podróż w ciszy, której tym
razem chyba bym nie zniósł.
- Czy w ogóle
przygotowywałeś się do tego przemówienia? - ojciec spojrzał na
mnie surowo. Wiedziałem co zaraz się zacznie, znowu będzie miał
do mnie o wszystko pretensje i będzie mi wypominał wszystkie błędy.
Znowu zaczniemy się kłócić i może nawet zabierze mi zaproszenie
na prezentację.
- Nie.
- Dlaczego? Przecież
mogłeś nas zapytać, to na pewno byśmy ci pomogli w jego
ułożeniu...
- Tylko, że ja nie
wiedziałem, że będę musiał wygłosić jakieś przemówienie.
Może gdybym wiedział, to lepiej mógłby się do tego przygotować.
- nawet na niego nie spojrzałem. Popsuł mi humor tą dygresja.
- Jak to nie
wiedziałeś? Dyrektor nic ci nie powiedział? - tylko pokiwałem
głową na nie. Ojciec jakoś nagle zmienił swoje nastawienie do
mnie i znowu był dla mnie miły, tłumacząc, że to oczywiste, że
nie przygotowałem nic na zakończenie, skoro nic o tym nie
wiedziałem.
Również pogroził,
że jeśli jakakolwiek wzmianka będzie o tym w mediach, pozwie
szkołę do sądu i zażąda sprostowania całej sytuacji. W ciszy
przysłuchiwałem się tej jego gadaniny, licząc w duchu, aby jak
najszybciej pojechać na imprezę u Johna.
- Już tak nie
przejmuj się Karolu. Nic złego w końcu się nie stało. - mama w
końcu wtrąciła się do rozmowy. - Jestem pewna, że nie wyniknie z
tego jakiś skandal.
- Pewnie masz rację.
Przepraszam synu. - uśmiechnąłem się do niego. Na szczęście już
dojechaliśmy do domu i mogłem swobodnie wysiąść z limuzyny.
Rodzice nie zawitali w domu na długo, ponieważ przyjechali się
tylko przebrać i od razu pojechali do biura. Znowu zostałem sam w
domu, no była jeszcze Ann, ale wiecie o co mi chodzi. Przez resztę
dnia i wieczoru leżałem na kanapie i oglądałem wszystkie, nawet
najdurniejsze filmy jakie leciały w telewizji. Dopiero o wpół do
dwunastej wstałem i poszedłem się przebrać w coś bardziej
odpowiedniego na imprezę, niż smoking.
Pod domem Alicji
jestem gdzieś tak pięć minut po północy i jak zwykle muszą
jeszcze dziesięć minut czekać na nią, gdyż jej wysokość
postanowiła zmienić buty, które definitywnie ją pogrubiały.
- Szybciej! -
krzyczę do niej. Dziewczyna idzie na tych swoich szpilkach jak
gejsza, ale dzielnie się trzyma.
- Już przecież
jestem. - wchodzi do samochodu i sprzedaje mi całusa na przeprosiny.
- A to ja miałem
się nie spóźnić.
- Chcesz się teraz
kłócić? - spojrzała na mnie. Już miałem jej coś odpowiedzieć,
ale w ostatniej chwili się powstrzymałem i zapaliłem samochód.
Jak dojechaliśmy do Johna, impreza już się na dobre rozkręciła,
a muzykę był słychać parę ulicy dalej.
- Wygląda na to, że
nie tylko my jesteśmy tak spóźnieni. - może to was zdziwi, ale
mimo wszystko było bardzo mało osób, chociaż w środku znajdowało
się już z parę tysięcy osób. Na szczęście John zagrzał dla
nas miejscówkę w parkingu i samochód był całkowicie bezpieczny.
- To już koniec. -
powiedziałem do Alicji. Nadal siedzieliśmy w samochodzie, całe
piętro pod ziemią.
- Jak to koniec? -
chyba nie zrozumiała mnie tutaj.
- Koniec szkoły.
Jesteśmy wolni. - namiętnie dziewczynę pocałowałem. Od razu
zrobiło się nam gorąco i zostawiliśmy kurtki w samochodzie. Na
górze przywitał nas tłum nieznajomych, chociaż parę osób
kojarzyłem z szkoły i okolic. Jednak jak na razie nie mogłem
dostrzec Johna.
Oczywiście
większość osób była już nieźle schlana, a druga połowa
próbowała dogonić pierwszą. Zapowiadało się ostro i to nawet
bardzo. Podszedłem do beczki z piwem i nalałem po brzegi alkoholu
dla siebie i Alicji.
- Widziałaś Johna!
- muszę nieźle się wysilić, aby przekrzyczeć muzyką,
dziewczynie jednak się nie udaje i kiwa tylko głową. Na to ja
wzruszyłem tylko ramionami. Kiedyś na niego trafię.
Już po paru
minutach od wejścia z garażu wczuwamy się w klimat i bawimy razem
z resztą osób. Jak na razie jestem trzeźwy, ale coś czuję, że
szybko się to zmieni. Oj, bardzo szybko. Razem z Alicją wyszliśmy
na zewnątrz, gdzie grał DJ i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki.
Były taki tłum, że praktycznie każdy ocierał się o każdego.
Nie ważne kto był obok, chłopak czy dziewczyna. Nagle jakaś
dziewczyna za mną zaczęła nieźle mnie obmacywać po plecach,
oczywiście nie umknęło to uwadze Alicji i ona również zaczęła.
Tylko brunetka dyskretnie zaczęła przejmować większą inicjatywę
i wypchnęła obcą blondynkę na bok.
- Ty jesteś tylko
mój. - uśmiechnęła się słodko i pocałowała mnie namiętnie.
Radość nie trwała długo ponieważ pocałunek przerwała nam
ponownie ta blondynka, tylko tym razem pocałowała mnie na krótko,
a potem Alicję i odeszła sobie, miziać się z jakimś chłopakiem.
- Okey. To było nad
wyraz dziwne. - powiedziałem uśmiechnięty i poszliśmy znowu się
czegoś napić. Po drodze minął nas jakiś chłopak, który
uczynnie szedł z dwoma bardzo ładnie wyglądającymi drinkami.
Bardzo się starał, aby nic nie rozlać, a ja bezczelnie mu je
zabrałem.
- Dzięki. -
powiedziałem na odczepnego i podałem jednego Alicji. Chłopak chyba
uznał, że nie ma ze mną szans i grzecznie się oddalił.
- Jesteś okropny. -
powiedziała do mnie i napiła się drinka, po czym wypluła go. -
Sok jabłkowy!
- To do siebie
pasujemy. - zaśmiałem się i powąchałem swój kubek. Ja również
miałem sok, który zaraz wylałem na koszulkę Alicji. Teraz
idealnie prześwitywał jej stanik i biust.
- Frajer. -
dziewczyna zrobiła tak samo i ja również miałem mokrą koszulkę.
- Jędza. -
zaczęliśmy się całować, a jakiś chłopak, który obok nas
przechodził klepnął Alicję w tyłek. Zareagowałem automatycznie
i w następnej sekundzie gość leżał na trawie z zakrwawionym
nosem, a moja dziewczyna dodatkowo stanęła mu szpilką na dłoni.
- Pierdol się
skurwielu. - Jeszcze na odchodne splunęła mu prosto w twarz. Chwilę
razem tańczyliśmy, aż podszedł do nas John całkowicie pijany.
- Czee..ść
kochani. - ledwo co mówił. - Mam coś dla was
Podał nam po
jednej tabletce LSD i poszedł w głąb tłumu. Alicja spojrzała na
mnie z niedowierzaniem i nutą pożądania.
- Czy to jest...
- Tak. - przerwałem
jej z uśmiechem i wziąłem obie tabletki do buzi. Jedną połknąłem,
a drugą przekazałem dziewczynie w pocałunku. Nagle świat zaczął
wirować i zacząłem z Alicją robić rożne najdziwniejsze rzeczy.
Nasz taniec zrobił się o wiele bardziej odważny, całowaliśmy się
praktycznie z każdą napotkaną osobą. Dostawaliśmy okresowych
napadów śmiechu i nawet zaczęliśmy szukać ukrytego skarbu w
ogródku.
- Alex tutaj nic nie
ma.
- Zwracaj się do
mnie wasza wysokość. - podałem jej ręką, aby ją ucałowała.
Dziewczyna zaczęła składać mi pokłony i nawet parę innych osób
do tego dołączyło. - Padnijcie przede mną kmioty!
Wszyscy jak na
zawołanie odeszli ode mnie, nawet dwóch mięśniaków, którzy
trzymali mnie na swoich ramionach,przez co zleciałem tyłkiem na
ziemię.
- Co to ma być? -
Alicja pomogła mi wstać i przepchnęliśmy się na początek tłumu.
Jakiś dwóch chłopaków miało zamiar wskoczyć do basenu z dachu.
Ludzie zaczęli coś krzyczeć i bić im brawa. Jak dla mnie nie było
w tym nic ciekawego, zwykłe popisywanie się i do tego mało
oryginalne. Gdy w końcu wykonali skok zaczęli panoszyć się jak
pawie. Tego było już za wiele.
- Zaraz zobaczymy. -
powiedziałem do siebie i pobiegłem do domu Johna i bez problemu
wszedłem na jego dach. Ludzie znowu się zebrali, tylko nie byli dla
mnie tak samo uprzejmi. Zaczęli gwizdać i wykrzykiwać, że nie mam
własnych pomysłów.
- Podobała się wam
ta dziecinada! - starałem się ich przekrzyczeć. - Lepiej zobaczcie
jak to robią prawdziwi mężczyźni.
Wziąłem daleki
rozbieg, tylko nie w stronę basenu, a oceanu. Wszyscy teraz patrzyli
na mnie z dziwnym podekscytowaniem. Dom Johna mieści się na wysokim
klifie i jest z paręset metrów nad linią oceanu, więc ten skok
będzie o wiele bardziej niebezpieczny, od poprzedniego.
- Alex! Alex! Alex!
- teraz zaczęli wykrzykiwać moje imię.
Zacząłem jeszcze
bardziej pobudzać publikę i wszyscy zaczęli szaleć na moim
punkcie. Dziewczyny piszczały, ludzie wariowali, to było jak jakieś
dziwne spełnienie. Dlatego też postanowiłem nie kazać im długo
czekać i zaczęłam biec w stronę urwiska. Dałem długiego susa i
spadałem w dół z ogromną prędkością. Z hukiem wpadłem do
wody, ból jaki towarzyszył temu, był nie do opisania może
dlatego, że uderzyłem głową o kamień?
Nie mogłem się
ruszyć, byłem jakby sparaliżowany, a przed oczami zacząłem
widzieć ciemność.
Jakimś dziwnym
zbiegiem okoliczności przeniosłem się w inne miejsce, ponieważ
znajdowałem się w zupełnie innym miejscu i chyba czasie. Wszystko
dlatego, że właśnie co stałem na dachu Białego Domu i patrzyłem
jak cały kompleks budynków pali się. To jeszcze nic ponieważ jak
sięgnąć dalej wzrokiem, to widać jak całe miasto zaczyna
pochłaniać ogień.
Ja stoję tak jak
jakiś kołek i tylko głupio się wszystkiemu przyglądam. Chciałem
coś zrobić, jakoś powstrzymać pożar, uratować ludzi z płonących
budynków, ale nie mogłem się ruszyć, jakbym nie miał siły na
jakikolwiek ruch.
Może tylko w
swojej głowie chciałem wszystko naprawić, ponieważ z czynów
wynikało, że to ja stoję za zniszczeniem całego miasta i teraz
podziwiam swoje dokonanie. Jeśli tak, to udało mi się i to nawet
za dobrze.
To było chyba
najgorsze w tej wizji, bezczynne stanie i przyglądanie się jak cały
świat szlak trafia. Jednak to tylko głupi wytwór wyobraźni, który
powstał na skutek LSD i uderzenia się w głowę.
Na szczęście
szybko wybudziłem się z tego stanu i miejsce w którym to nastąpiło
wcale nie było lepsza, gdyż sala operacyjna nie należy do listy
moich ulubionych miejsc. A szpital w LA nie cieszy się dobrą
opinią.
- Czy słyszy mnie
pan? - światło z lamp było porażające i musiałem przymrużyć
oczy, aby całkowicie nie oślepnąć.
- Gdzie ja jestem? -
ledwo co zdołałem wyszeptać jedno zdanie i od razu zacząłem
kasłać.
- Jest pan w
szpitalu. Proszę zachować spokój, nic panu tutaj nie grozi. -
lekarz starał się mnie jakoś uspokoić, ale słabo mu to
wychodziło. Jednak nie miałem siły, aby cokolwiek zrobić, więc
musiałem leżeć i wysłuchiwać jego durnych kazań.
Trzeba przyznać,
że zgrabnie opowiedział mi co się ze mną stało po upadku z
skały. Podobno jakiś na tyle rozgarnięty chłopak i do tego
jeszcze trzeźwy zadzwonił po straż przybrzeżną, która szybko
odnalazła mnie i wyciągnęła z wody.
Od razu
przewieziono mnie tutaj do szpital, ponieważ straciłem bardzo dużo
krwi, a mój stan był bardzo ciężki. Według lekarza moje serce
stanęło na ułamek minuty i musiał rozpocząć akcje reanimacyjne.
Na szczęście udało mu się i jeszcze będziecie musieli ze mną
wytrzymać.
Oczywiście moi
rodzice zostali o wszystkim powiadomieni i niezwłocznie pojawili się
w szpitalu. Super, teraz będą mi truć, o tym jaki ja jestem
nieodpowiedzialny i jakie skutki mogły przynieść ten głupi
wyskok. Mam tylko nadzieję, ze nikt nie zrobił mi żadnych badań
krwi i nie wykryli, że zażyłem LSD inaczej byłoby jeszcze gorzej
ze mną.
Dopiero po paru
godzinach leżenia na sali operacyjnej, zostałem przeniesiony do
zwykłej sali. To znaczy prywatnej sali dla osób o wyższym
priorytecie. Na szczęście nie pozwolono rodzicom wejść do środka,
ponieważ lekarz uznał, że potrzebuję teraz dużo spokoju i snu.
Może wydać się to bardzo głupie, ale postanowiłem zerwać z
wszystkimi używkami i środkami odurzającymi, do czasu następnej
imprezy, która miała się odbyć już... jutro. W moje ukochane
osiemnaste urodziny. Impreza, która przejdzie do historii.
Udało mi się
zasnąć dopiero po paru godzinach leżenia i nie spałem, aż tak
długo jak chciałem. Zaledwie zamknąłem powieki, to po chwili
czułem jak ponownie je otwieram. Sala była bardzo nowoczesna, na
stole leżał bukiet kwiatów, miałem oddzielny telewizor, tylko
niepotrzebnie musieli podłączyć do mnie kroplówkę, którą
szybko odłączyłem.
- Nie będę tutaj
siedział. - powiedziałem do siebie, gdyż nie sądziłem, że jest
ktoś jeszcze w pomieszczeniu.
- Oczywiście, że
będziesz. - odezwał się męski, twardy głos mojego ojca, który
siedział na fotelu w rogu sali i uważnie mi się przyglądał. Na
chwilę zerknąłem na niego, ale szybko odwróciłem wzrok, nie
chciałem widzieć się z nim teraz. To o wiele za wcześnie. - Co ty
sobie myślałeś skacząc do oceanu?
Wzruszyłem tylko
ramionami.
- Wiesz jakie to
było niebezpieczne? Mogłeś zginąć na miejscu, straż mogła nie
odnaleźć twojego ciała? Pomyślałeś w ogóle o nas?
Znowu nic nie
odpowiedziałem. Nie miałem mu nic do powiedzenia z wyjątkiem
jednego słowa:
- Przepraszam. -
powiedziałem cicho.
- Przepraszam? Tylko
tyle masz mi do powiedzenia? - westchnął. - A co powiesz na to, że
w twojej krwi znajdowały się zakazane substancję chemiczne.
Przecież wiesz, że ten narkotyk jest surowo zabroniony w Stanach
Zjednoczonych. Musiałem nieźle się natrudzić, aby lekarze nie
wezwali policji. Skutki tego mogły być karygodne...
- Dla firmy. -
dopowiedziałem automatycznie.
- Tak dla firmy, dla
firmy, którą ty za parę lat będziesz przewodniczył. Jesteś moim
jedynym synem i nie chcę ciebie stracić z powodu jakiegoś głupiego
nastoletniego wybryku.
Teraz mnie zbił z
tropu. Myślałem, że najważniejsza jest dla niego firma, a rodzina
na drugim miejscu. Ja bym tak postąpił, jednak teraz całkowicie
nie wiedziałem co mam zrobić.
- Przepraszam tato.
Nie chciałem, aby to wszystko tak wyszło. - szybko przetarłem oczy
dłonią, aby nie mógł zobaczyć zbliżających się łez. Ojciec
jednak podszedł do mnie i przytulił mnie, a ja jako dobry synek
wtuliłem się w niego.
- Już się tym nie
przejmuj. Najważniejsze, że nic się nie stało. - w tej chwili do
sali wszedł lekarz z jakimiś papierami. Jak zobaczył, że kabel od
kroplówki zwisa od razu do mnie podszedł.
-
Co pan robi? Muszę to do pana podłączyć. - starał się wziąć
mnie za rękę, ale nie dałem mu się.
- Nie chcę tego. Po
za tym dzisiaj wychodzę. - mruknąłem zły. Facet zrobił się cały
czerwony i zaczął mi recytować formułkę jakiejś przysięgi.
- Nigdzie się pan
stąd nie ruszy! Nie ma mowy!
- Jak mój syn mówi,
że wychodzi, to tak robi. - ojciec wstał i popatrzył na lekarza z
góry. Chłopak nie miał żadnych szans w starciu z tatą,
szczególnie kiedy na coś się uprze. Takim sposobem w przeciągu
następnej godziny wspólnie wyszliśmy z szpitala.
Niestety musiałem
sam wrócić taksówką, gdyż zadzwonił ojciec Johna i okazało
się, że obydwaj są potrzebni przy jakiś pracach związanych z
jutrzejszą prezentacją robotów.
Po drodze poleciłem
kierowcy, aby zatrzymał się przed domem Alicji. Chciałem sprawdzić
jak się czuję po imprezie i co mnie ominęło.
- Proszę na mnie
poczekać. Przyjdę za jakieś pół godziny. - poleciłem kierowcy,
jak wychodziłem i od razu uprzedziłem jego pytanie: - Niech się
pan nie martwi, zapłacę za to.
- W takim razie może
pan przyjść nawet za cały rok. - zaśmiał się i zapalił
papierosa. Wolałem nie przebywać za długo w jego towarzystwie,
dlatego też niezwłocznie wyszedłem z samochodu i skierowałem się
w stronę domu Alicji.
Dziewczyna musiała
wypatrzeć mnie z okien, ponieważ wybiegła mi na spotkanie. Od razu
rzuciła mi się na szyję i tym razem nie udało mi się zachować
równowagi. Oboje upadliśmy na ziemię.
- O boże,
przepraszam Alex. Nic ci się nie stało? - spojrzała na mnie
przerażona. Dosyć zabawnie wyglądało to w jej wykonaniu.
- Jest okey, a u
ciebie? Jak minęła reszta imprezy? - dziewczyna pomogła mi wstać
z zimnego trawnika i grzecznie otrzepała mi koszulkę. - Okey, okey
nie jestem jajkiem!
- Przepraszam. -
odsunęła się trochę. - Nie wiem, ponieważ po twoim skoku od razu
razem z Johnem pojechaliśmy do szpitala. To znaczy chcieliśmy tam
pojechać, ale no wiesz byliśmy nieźle naćpani i w ogóle, a tam
był twój ojciec. Nie chcieliśmy się z nim spotkać. Wybacz.
- Spoko. Nie ma
problemu. - zaśmiałem się i delikatnie przytuliłem do dziewczyny.
- To dobrze, że was nie widział. Jeszcze zrobiłby wam awanturę
przed całym szpitalem.
- Ale i tak czuję
się okropnie. Powinnam tam być razem z tobą. Co ja mówię,
powinnam powstrzymać ciebie przed skokiem. - złapała moją twarz w
dłonie i spojrzała prosto w oczy. - Mogłeś zginąć.
- Ale nie zginałem.
- chciałem ją pocałować, jednak odsunęła się delikatnie.
- Jakby coś ci się
stało, ja nie wiem co bym zrobiła. - zaczęły napływać jej łzy
do oczu. Nie chciałem widzieć jej płaczącej, dlatego wytarłem je
rękawem bluzy, którą dostałem w szpitalu.
- Nic mi się nie
stało i nie stanie. Rozumiesz. - pokiwała głową. - Wszystko
będzie w porządku. Jutro spotkamy się u mnie na imprezie, a potem
polecimy do Europy i razem spędzimy cały rok.
- No nie wiem, czy
to dobry pomysł, aby robić przyjęcie w takim stanie.
- Ale ja wiem, że
tak i będziemy się świetnie razem bawić.
- Skoro tak mówisz.
- pocałowała mnie krótko.
- Lepiej już pójdę,
zanim taksówkarz naliczy mi parę tysięcy za jeden kurs.
- Trzymaj się.
- Ty też się nie
puszczaj. - zaśmiałem się i poszedłem w stronę taksówki.
Alicja zakryła tylko twarz w dłoniach z zażenowania i wróciła do
domu. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu i kierowca przez całą
drogę dziwnie się na mnie patrzył.
- Należy się
dwieście dolarów. - powiedział uprzejmie i wyciągnął ręką w
moją stronę. Na szczęście ojciec przed odejściem dał mi parę
stów na przejazd. Wszystko dałem facetowi, który uśmiechnął się
do mnie szeroko.
- Polecam się na
przyszłość.
- Nie wątpię. -
mruknąłem cicho i wysiadłem. Tak jak przypuszczałem w środku
przywitała mnie Anna z matczyną troską. Dodatkowo skarciła mnie
za te moje wygłupi i ostrzegła mnie, że prędzej ja wprowadzę ja
do grobu, niż sobie coś poważnego zrobię.
- A teraz idź do
swojego pokoju. Musisz nabrać dużo siły przed jutrzejszym dniem. -
kochana zostawiła u mnie w pokoju cały stos przepięknych kanapek
na biurku i gorącą herbatę. Nie chciałem jej robić przykrości,
ale nie byłem głodny, więc tylko się położyłem do łóżka i
poszedłem spać. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo
byłem zmęczony i przespałem cały dzień i noc.
Rano zrobiłem ten
karygodny błąd i otworzyłem oczy w dniu 28 czerwca. Powinienem
posłuchać się zaleceń lekarze i ciągle leżeć, może wtedy moje
życie potoczyłoby się inaczej i nie spieprzyłoby się tak.
Hahahahha, impreza na parę tysięcy ludzi z udziałem LSD... Skąd ja to znam? xD
OdpowiedzUsuńPrzemówienie Alexa było niezwykle oryginalne i pouczające, w sam raz na rozpoczęcie, nowego, ważnego etapu w życiu...
A tak poważnie, podejrzewam, że brzmiałoby tak samo, gdyby wiedział o tym wcześniej xD
Generalnie super, nie mogę się doczekać tej całej prezentacji robotów, zwłaszcza po zakończeniu <3