niedziela, 6 października 2013

Rozdział 7 Imprezowe zakończenie szkoły

 Oto nadszedł ten dzień. Już za parę godzin, a konkretnie za trzy i pół zostanę absolwentem New Age High School. Jak dziwnie to brzmi: Alexander Wolf ukończył szkołę i stał się dorosły. Trzeba się będzie przyzwyczaić do tego.
 Jednak najlepsze zostaje na koniec, gdyż o północy rozpoczyna się impreza u Johna, dziwne, ale bardziej czekam na wieczorne party niż na uroczystość wręczenia dyplomów. Dodatkowo, dwa dni po „spotkaniu” u Tracers'a odbędzie się się moja osiemnastka. Jeszcze tylko dwa dni!! Nie mogę się tego doczekać, to będzie najostrzejsza impreza, jaka kiedykolwiek odbyła się na całym świecie.
 Teraz trzeba tylko jakoś przetrwać nudne przemówienia, defiladę, jakąś część artystyczną i będzie koniec. Większość będzie czekała na listy z uczelni, mnie jednak ten przywilej ominie, przynajmniej na razie. Wszystko dlatego, że równo za tydzień razem z Alicją wsiadamy do samolotu, który zawiezie nas do Europy, gdzie spędzimy całe cztery miesiące. Moja ukochana już dokładnie rozplanowała nasz cały wyjazd, wszystkie obiekty, które mamy zwiedzić i nawet ustaliła jakimi środkami transportu mamy się poruszać.
 Potem przenosimy się do Afryki, aby uniknąć zimy i już na wiosnę powracamy do Azji. Na sam koniec zostawiamy Australię i obie Ameryki. Chociaż ja wolałbym nie zapuszczać się zbytnio w dżungli amazońskiej.
 Tylko przed tym wszystkim, najpierw musimy przeżyć wykład Penelopy Putch, który może okazać się zabójczy. Dlatego też muszę wstać z łóżka i przygotować się zarówno fizycznie, jak i psychicznie na spotkanie z nieuniknionym.
- Trzeba wstać Alex. - mówię sam do siebie i powoli schodzę z łóżka i kieruję się do łazienki aby się ogarnąć przed uroczystością, prysznic(oczywiście zimny), mycie zębów i takie tam. Następnie trzeba zejść na dół, na śniadanie z całą rodziną! Na specjalną okazję rodzice nie pojechali dzisiaj tak wcześnie do biura, abyśmy razem mogli zjeść śniadanie i pojechać do szkoły. Szok.
- Dzień dobry wszystkim. - witam się z rodzicami, którzy wcześniej zeszli na dół i teraz czekali tylko na mnie. Jak tylko usłyszeli moje wejścia, odwrócili wzrok z gazet i przenieśli go na mnie, witając uśmiechem.
- Dzień dobry kochanie. - powiedziała mama.
- Dzisiaj twój wielki dzień. - dopowiedział tata. Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi i zająłem swoje miejsce. Jak na razie wszystko układało się perfekcyjnie. - Jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Ukończyłeś bardzo dobrą szkołę z wyróżnieniem.
 Taa, ciekawe ile musieli rodzice zapłacić dyrektorowi, aby ten wymusił na nauczycielach zmianę moich ocena. Dziwnym zbiegiem okoliczności, nagle stałem się jednym z najlepszych uczniów.
- Tak. To bardzo... wzruszające? - spojrzałem na tatę, który tylko się uśmiechnął. Teraz nastąpiła głupia cisza, rodzice nadal czytali gazety, a ja jak głupi gapiłem się w stół. Dobrze, że po paru minutach pojawiła się Ann i przyniosła dla mnie śniadanie. Ponieważ rodzice byli, to musiała się postarać i przygotowała dla mnie jakąś dziwną potrawę z owoców morza. Na sam widok robiło mi się niedobrze, ale trzeba było to zjeść.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się do niej i spostrzegłem, że przyniosła tylko jedną porcję dla mnie. - A wy nie jecie?
- Nie skarbie. Już jedliśmy wcześniej. Smacznego.- odpowiedziała mi mama.
- Kawa nie jest śniadaniem. - mruknąłem cicho pod nosem. Nikt nawet nie zwrócił na to uwagi, albo nikt nie chciał. Tak więc reszta śniadania minęła w absolutnej ciszy, można powiedzieć, że nawet w grobowej. Jak tylko skończyłem jeść, to udałem się do swojego pokoju i założyłem na siebie nowy smoking, oczywiście szyty na miarę. Rodzice uznali, że muszę pokazać klasę i styl, aby ludzie lepiej mnie zapamiętali. Taa, jasne.
- Już jestem gotowy. - poinformowałem rodzinę, gdy tylko zszedłem na parter. - Możemy już jechać.
- Pięknie wyglądasz. - od razu mam się pojawiła obok mnie i zaczęła oglądać z wszystkich stron, jakby nigdy nie widziała mnie w tym stroju. A widziała i to chyba z miliony razy na przymiarkach. - Taki przystojny, elegancki. Jak młody bóg.
- Nie przesadzajmy. - starałem się ja jakoś utemperować, ale jak już wpadnie w ten dziwny stan, nie da się jej już powstrzymać.
- Jesteś zbyt skromny. - skarciła mnie, ponieważ uważa, że skromność już wyszła z mody i ludzie chcą widzieć pewnych siebie autorytetów. Jakby ja miał być dla kogoś wzorcem. - Idealnie w nim wyglądasz.
- Czas na nas. - ponaglił tata i musiał prawie siłą wyprowadzić mamę z domu, ponieważ zaczęła poprawiać mój smoking. Oczywiście nie spodobało jej się to, ale nie miała wyjścia i musiała wejść do białej limuzyny, którą we trójkę pojechaliśmy do szkoły.
 Podróż minęła bezsłownie i może dlatego tak mi się dłużyła. Usiadłem specjalnie przy oknie, aby mógł przynajmniej popatrzeć na mijanych przechodniów i wszystkie budynki. Fascynujące zajęcie.
 Dojazd do szkoły zajął nam niecałą godzinę, więc pozostało już tylko trzydzieści minut na rozpoczęcie zakończenia szkoły. Tym razem ceremonia odbyła się w sali kryształowej z względu na jej piękny wystrój i w ogóle. Co z tego, że była o wiele mniejsza od hali i osoby, które się spóźniły ledwo co się mieściły w środku.
 Rodzice zajęli honorowe miejsce dla gości specjalnych, a ja zacząłem się rozglądać za kimś znajomym, gdy nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to? - od razu rozpoznałem głos Alicji, ale chciałem się z nią trochę poprzekomarzać.
- Lindy?
- Nie.
- Katy?
- Też nie, do trzech razy sztuka.
- No chyba nie Penelopa? - udałem zrozpaczonego.
- No wiesz co? Jesteś okropny. - zdjęła ręce i stanęła przede mną. - Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o tym pasztecie?
- Jakoś tak wyszło? - wzruszyłem ramionami i pocałowałem ją namiętnie. - Teraz lepiej?
- O wiele.
- To dobrze, bo Penelopa całuje lepiej. - szybko skierowałem się w stronę swojego miejsca. Alicja musiała potruchtać do mnie i z tego rozpędu wpadła na mnie. Na szczęście udało mi się jakoś nie stracić równowagi i na nikogo nie wpadliśmy. - Co ty robisz?
- Co ja robię? Ja tylko biegnę do mojego ukochanego. - spojrzała się na mnie i pomachała do kogoś. - Witaj Howard, mój skarbie. Zaraz do ciebie przyjdę!
 Dinklse był trochę zmieszany tym wyznaniem, ale chyba połapał się, że to był żart i poszedł porozmawiać z nauczycielką od angielskiego. Spojrzałem na Alicją i uśmiechnąłem się krzywo, dziewczyna w odpowiedzi na to założyła ręce na piersi.
- Co się tak patrzysz? Ja też mam prawo do odrobiny szaleństwa. - prychnęła i zajęła swoje miejsce.  Kolejnym dziwnym zbiegiem okoliczności mieliśmy miejsca obok siebie.
- Czy ja coś mówię? - usiadłem obok niej i szepnąłem jej do ucha: - A jaki jest w łóżku?
- Zachowuje się wtedy jak prawdziwe zwierzę. - powiedziała ostro. Postanowiłem nie ciągnąć tego tematu, więc grzecznie siedziałem i czekałem na rozpoczęcie przedstawienia cyrkowego.
 Dopiero po piętnastu minutach na podwyższeniu pojawił się nasz dyrektor i zaczął coś bełkotać do mikrofonu. Z tego co udało mi się zrozumieć, to witał wszystkich najważniejszych gości i oczywiście nas absolwentów szkoły. Dopiero po czymś taki rozpoczął się jego nudny monolog na temat tej szkoły, jak ważne jest ukończenie jej, jakie drogi stoją teraz przed nami otworem. Nudy i jeszcze raz nudy.
- A teraz chciałbym poprosić naszego najlepszego ucznia, aby mógł wygłosić mowę pożegnalną w imieniu ostatniego rocznika.... - kątem oka dostrzegłem, że Penelopa już powoli zaczęła się szykować, aby podejść do mikrofonu i zacząć gadać jakieś brednie. Dlatego też postanowiłem przymknąć oczy i postarać się przespać to. - … Alexandra Wolfa!
 To zaskoczyło chyba wszystkich uczniów, ponieważ każdy zaczął się rozglądać po całej sali. Na początku nie wiedziałem co mam zrobić. Nie chciało mi się gadać przed wszystkimi, zresztą nawet nie wiedziałem co mam powiedzieć. Widać było po Penelopie, że jest bardzo zawiedziona takim obrotem spraw. W końcu Alicja lekko mnie trąciła w ramię i dyskretnie pomogła wstać.
 Droga do dyrektora okazała się jeszcze dłuższa od podróży do szkoły. W głowie chciałem na szybko ułożyć jakiś plan wypowiedzi, ale nic nie przychodziło mi do głowy, więc starałem się iść jak najwolniej, aby kupić sobie trochę czasu. Niestety w końcu musiałem dojść do podwyższenia i stanąć przed dyrektorem twarzą w twarz, który teraz się do mnie szeroko uśmiechał. Uścisnął mi jeszcze dłoń i usiadł na swoim miejscu.
 Stanąłem przed mikrofonem i rozejrzałem się po całej sali. Oczy wszystkich zebranych spoczywały na mnie.
- Serdecznie witam wszystkie zebrane tutaj osoby. - postanowiłem pójść na żywioł i zacząłem od ponownego przywitanie wszystkich osób. - Chciałby powitać naszego dyrektora. Szanowną radę pedagogiczną. Zebranych gości, oraz was drodzy koledzy i koleżanki.
 Wraz z każdą wymienianą przeze mnie grupą rozpoczynały się gorące oklaski. Niestety nie spamiętałem wszystkich imion gości, więc moje przywitanie było o wiele krótsze, od tego zaprezentowanego przez dyrektora.
- Zebraliśmy się tutaj, aby uroczyście zakończyć ten rok szkolny, który okazał się najtrudniejszym z wszystkich trzech lat nauki w New Age High School. - mówiłem pierwszy lepszy zlepek zdań, który akurat przychodził mi do głowy. Wśród zebranych dostrzegłem Alicję i Johna, którzy mimo tego, że nie siedzieli obok siebie, teraz wspólnie próbowali powstrzymać śmiech.
- Tak więc, życzę wam wszystkich udanych wakacji i aby każdy dostał się na swoją wymarzoną uczelnie i robił, to co w życiu chce. Ja na pewno tak zrobię. - wszyscy zaczęli się śmiać. - Powodzenia.
Dostałem ogromne owację jak schodziłem z sceny i kierowałem się w stronę Alicji, która dodatkowo jeszcze śmiała się ze mnie. Jak tylko do niej doszedłem pocałowała mnie na pocieszenie i razem czekaliśmy na dalszą część.
- Co to w ogóle było? - szepnąłem do niej. - Kto to w ogóle wymyślił?
- Nie mam pojęcia, ale Penelopa o mało co się nie popłakała jak rozpoczynałeś mówić. - odpowiedziała mi. Dyrektor właśnie zaczął rozdawać dyplomy ukończenia szkoły, więc każdy wokół nas zaczął uważniej słuchać tego co mówi.
- Alicja McKingdom. - moja dziewczyna wstała i teatralnie odgarnęła włosy. Z gracją przeszła przez wszystkie rzędy krzeseł i podeszła do dyrektora. Odebrała swój dyplomik z uśmiechem i jeszcze radośniejsza powróciła na miejsce. Ja zacząłem najgłośniej klaskać i gwizdać z wszystkich tutaj obecnych. Jak dyrektor wywołał Penelopę Putch dziewczyna o mało co się nie przewróciła o swoją sukienkę, co wywołało głośne śmiechy i wygwizdywania. Naprawdę musiała prawie co płakać, ponieważ dostrzegłem, że ma całe czerwone oczy. Niezły numer.
 Na moje nieszczęście moje nazwisko zostaje wywołane na samym końcu.
- I na koniec Alexander Wolf. - podchodzę do dyrektora i mocno ściskam mu dłoń. Uśmiechnięty biorę swój papierek.
- Dziękuję bardzo. - mówię do mikrofonu i odchodzę. Teraz nasz były dyrektor poprosił wszystkich o udanie się przed dziedziniec szkoły na uroczystą defiladę i inne pierdoły artystyczne. Dlatego zebrały się nam jeszcze z dwie godziny w szkole zanim wszystko się skończyło.
- Podjadę po ciebie około północy. Okey? - pocałowałem Alicję.
- W porządku. Tylko się nie spóźnij. - uśmiechnąłem się do niej i ostatni raz pocałowałem dziewczynę zanim udaliśmy się do swoich samochodów.
 Tak samo jak przyjechałem, w taki sam sposób wróciłem, czyli z rodzicami. Tylko tym razem podróż była bardziej interesująca, ponieważ rodzice zaczęli mówić jacy to są ze mnie dumni i takie tam. Chociaż zawsze lepsze to, niż kolejna podróż w ciszy, której tym razem chyba bym nie zniósł.
- Czy w ogóle przygotowywałeś się do tego przemówienia? - ojciec spojrzał na mnie surowo. Wiedziałem co zaraz się zacznie, znowu będzie miał do mnie o wszystko pretensje i będzie mi wypominał wszystkie błędy. Znowu zaczniemy się kłócić i może nawet zabierze mi zaproszenie na prezentację.
- Nie.
- Dlaczego? Przecież mogłeś nas zapytać, to na pewno byśmy ci pomogli w jego ułożeniu...
- Tylko, że ja nie wiedziałem, że będę musiał wygłosić jakieś przemówienie. Może gdybym wiedział, to lepiej mógłby się do tego przygotować. - nawet na niego nie spojrzałem. Popsuł mi humor tą dygresja.
- Jak to nie wiedziałeś? Dyrektor nic ci nie powiedział? - tylko pokiwałem głową na nie. Ojciec jakoś nagle zmienił swoje nastawienie do mnie i znowu był dla mnie miły, tłumacząc, że to oczywiste, że nie przygotowałem nic na zakończenie, skoro nic o tym nie wiedziałem.
 Również pogroził, że jeśli jakakolwiek wzmianka będzie o tym w mediach, pozwie szkołę do sądu i zażąda sprostowania całej sytuacji. W ciszy przysłuchiwałem się tej jego gadaniny, licząc w duchu, aby jak najszybciej pojechać na imprezę u Johna.
- Już tak nie przejmuj się Karolu. Nic złego w końcu się nie stało. - mama w końcu wtrąciła się do rozmowy. - Jestem pewna, że nie wyniknie z tego jakiś skandal.
- Pewnie masz rację. Przepraszam synu. - uśmiechnąłem się do niego. Na szczęście już dojechaliśmy do domu i mogłem swobodnie wysiąść z limuzyny. Rodzice nie zawitali w domu na długo, ponieważ przyjechali się tylko przebrać i od razu pojechali do biura. Znowu zostałem sam w domu, no była jeszcze Ann, ale wiecie o co mi chodzi. Przez resztę dnia i wieczoru leżałem na kanapie i oglądałem wszystkie, nawet najdurniejsze filmy jakie leciały w telewizji. Dopiero o wpół do dwunastej wstałem i poszedłem się przebrać w coś bardziej odpowiedniego na imprezę, niż smoking.
 Pod domem Alicji jestem gdzieś tak pięć minut po północy i jak zwykle muszą jeszcze dziesięć minut czekać na nią, gdyż jej wysokość postanowiła zmienić buty, które definitywnie ją pogrubiały.
- Szybciej! - krzyczę do niej. Dziewczyna idzie na tych swoich szpilkach jak gejsza, ale dzielnie się trzyma.
- Już przecież jestem. - wchodzi do samochodu i sprzedaje mi całusa na przeprosiny.
- A to ja miałem się nie spóźnić.
- Chcesz się teraz kłócić? - spojrzała na mnie. Już miałem jej coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem i zapaliłem samochód. Jak dojechaliśmy do Johna, impreza już się na dobre rozkręciła, a muzykę był słychać parę ulicy dalej.
- Wygląda na to, że nie tylko my jesteśmy tak spóźnieni. - może to was zdziwi, ale mimo wszystko było bardzo mało osób, chociaż w środku znajdowało się już z parę tysięcy osób. Na szczęście John zagrzał dla nas miejscówkę w parkingu i samochód był całkowicie bezpieczny.
- To już koniec. - powiedziałem do Alicji. Nadal siedzieliśmy w samochodzie, całe piętro pod ziemią.
- Jak to koniec? - chyba nie zrozumiała mnie tutaj.
- Koniec szkoły. Jesteśmy wolni. - namiętnie dziewczynę pocałowałem. Od razu zrobiło się nam gorąco i zostawiliśmy kurtki w samochodzie. Na górze przywitał nas tłum nieznajomych, chociaż parę osób kojarzyłem z szkoły i okolic. Jednak jak na razie nie mogłem dostrzec Johna.
 Oczywiście większość osób była już nieźle schlana, a druga połowa próbowała dogonić pierwszą. Zapowiadało się ostro i to nawet bardzo. Podszedłem do beczki z piwem i nalałem po brzegi alkoholu dla siebie i Alicji.
- Widziałaś Johna! - muszę nieźle się wysilić, aby przekrzyczeć muzyką, dziewczynie jednak się nie udaje i kiwa tylko głową. Na to ja wzruszyłem tylko ramionami. Kiedyś na niego trafię.
 Już po paru minutach od wejścia z garażu wczuwamy się w klimat i bawimy razem z resztą osób. Jak na razie jestem trzeźwy, ale coś czuję, że szybko się to zmieni. Oj, bardzo szybko. Razem z Alicją wyszliśmy na zewnątrz, gdzie grał DJ i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Były taki tłum, że praktycznie każdy ocierał się o każdego. Nie ważne kto był obok, chłopak czy dziewczyna. Nagle jakaś dziewczyna za mną zaczęła nieźle mnie obmacywać po plecach, oczywiście nie umknęło to uwadze Alicji i ona również zaczęła. Tylko brunetka dyskretnie zaczęła przejmować większą inicjatywę i wypchnęła obcą blondynkę na bok.
- Ty jesteś tylko mój. - uśmiechnęła się słodko i pocałowała mnie namiętnie. Radość nie trwała długo ponieważ pocałunek przerwała nam ponownie ta blondynka, tylko tym razem pocałowała mnie na krótko, a potem Alicję i odeszła sobie, miziać się z jakimś chłopakiem.
- Okey. To było nad wyraz dziwne. - powiedziałem uśmiechnięty i poszliśmy znowu się czegoś napić. Po drodze minął nas jakiś chłopak, który uczynnie szedł z dwoma bardzo ładnie wyglądającymi drinkami. Bardzo się starał, aby nic nie rozlać, a ja bezczelnie mu je zabrałem.
- Dzięki. - powiedziałem na odczepnego i podałem jednego Alicji. Chłopak chyba uznał, że nie ma ze mną szans i grzecznie się oddalił.
- Jesteś okropny. - powiedziała do mnie i napiła się drinka, po czym wypluła go. - Sok jabłkowy!
- To do siebie pasujemy. - zaśmiałem się i powąchałem swój kubek. Ja również miałem sok, który zaraz wylałem na koszulkę Alicji. Teraz idealnie prześwitywał jej stanik i biust.
- Frajer. - dziewczyna zrobiła tak samo i ja również miałem mokrą koszulkę.
- Jędza. - zaczęliśmy się całować, a jakiś chłopak, który obok nas przechodził klepnął Alicję w tyłek. Zareagowałem automatycznie i w następnej sekundzie gość leżał na trawie z zakrwawionym nosem, a moja dziewczyna dodatkowo stanęła mu szpilką na dłoni.
- Pierdol się skurwielu. - Jeszcze na odchodne splunęła mu prosto w twarz. Chwilę razem tańczyliśmy, aż podszedł do nas John całkowicie pijany.
- Czee..ść kochani. - ledwo co mówił. - Mam coś dla was
Podał nam po jednej tabletce LSD i poszedł w głąb tłumu. Alicja spojrzała na mnie z niedowierzaniem i nutą pożądania.
- Czy to jest...
- Tak. - przerwałem jej z uśmiechem i wziąłem obie tabletki do buzi. Jedną połknąłem, a drugą przekazałem dziewczynie w pocałunku. Nagle świat zaczął wirować i zacząłem z Alicją robić rożne najdziwniejsze rzeczy. Nasz taniec zrobił się o wiele bardziej odważny, całowaliśmy się praktycznie z każdą napotkaną osobą. Dostawaliśmy okresowych napadów śmiechu i nawet zaczęliśmy szukać ukrytego skarbu w ogródku.
- Alex tutaj nic nie ma.
- Zwracaj się do mnie wasza wysokość. - podałem jej ręką, aby ją ucałowała. Dziewczyna zaczęła składać mi pokłony i nawet parę innych osób do tego dołączyło. - Padnijcie przede mną kmioty!
Wszyscy jak na zawołanie odeszli ode mnie, nawet dwóch mięśniaków, którzy trzymali mnie na swoich ramionach,przez co zleciałem tyłkiem na ziemię.
- Co to ma być? - Alicja pomogła mi wstać i przepchnęliśmy się na początek tłumu. Jakiś dwóch chłopaków miało zamiar wskoczyć do basenu z dachu. Ludzie zaczęli coś krzyczeć i bić im brawa. Jak dla mnie nie było w tym nic ciekawego, zwykłe popisywanie się i do tego mało oryginalne. Gdy w końcu wykonali skok zaczęli panoszyć się jak pawie. Tego było już za wiele.
- Zaraz zobaczymy. - powiedziałem do siebie i pobiegłem do domu Johna i bez problemu wszedłem na jego dach. Ludzie znowu się zebrali, tylko nie byli dla mnie tak samo uprzejmi. Zaczęli gwizdać i wykrzykiwać, że nie mam własnych pomysłów.
- Podobała się wam ta dziecinada! - starałem się ich przekrzyczeć. - Lepiej zobaczcie jak to robią prawdziwi mężczyźni.
 Wziąłem daleki rozbieg, tylko nie w stronę basenu, a oceanu. Wszyscy teraz patrzyli na mnie z dziwnym podekscytowaniem. Dom Johna mieści się na wysokim klifie i jest z paręset metrów nad linią oceanu, więc ten skok będzie o wiele bardziej niebezpieczny, od poprzedniego.
- Alex! Alex! Alex! - teraz zaczęli wykrzykiwać moje imię.
 Zacząłem jeszcze bardziej pobudzać publikę i wszyscy zaczęli szaleć na moim punkcie. Dziewczyny piszczały, ludzie wariowali, to było jak jakieś dziwne spełnienie. Dlatego też postanowiłem nie kazać im długo czekać i zaczęłam biec w stronę urwiska. Dałem długiego susa i spadałem w dół z ogromną prędkością. Z hukiem wpadłem do wody, ból jaki towarzyszył temu, był nie do opisania może dlatego, że uderzyłem głową o kamień?
 Nie mogłem się ruszyć, byłem jakby sparaliżowany, a przed oczami zacząłem widzieć ciemność.
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności przeniosłem się w inne miejsce, ponieważ znajdowałem się w zupełnie innym miejscu i chyba czasie. Wszystko dlatego, że właśnie co stałem na dachu Białego Domu i patrzyłem jak cały kompleks budynków pali się. To jeszcze nic ponieważ jak sięgnąć dalej wzrokiem, to widać jak całe miasto zaczyna pochłaniać ogień.
 Ja stoję tak jak jakiś kołek i tylko głupio się wszystkiemu przyglądam. Chciałem coś zrobić, jakoś powstrzymać pożar, uratować ludzi z płonących budynków, ale nie mogłem się ruszyć, jakbym nie miał siły na jakikolwiek ruch.
 Może tylko w swojej głowie chciałem wszystko naprawić, ponieważ z czynów wynikało, że to ja stoję za zniszczeniem całego miasta i teraz podziwiam swoje dokonanie. Jeśli tak, to udało mi się i to nawet za dobrze.
 To było chyba najgorsze w tej wizji, bezczynne stanie i przyglądanie się jak cały świat szlak trafia. Jednak to tylko głupi wytwór wyobraźni, który powstał na skutek LSD i uderzenia się w głowę.
 Na szczęście szybko wybudziłem się z tego stanu i miejsce w którym to nastąpiło wcale nie było lepsza, gdyż sala operacyjna nie należy do listy moich ulubionych miejsc. A szpital w LA nie cieszy się dobrą opinią.
- Czy słyszy mnie pan? - światło z lamp było porażające i musiałem przymrużyć oczy, aby całkowicie nie oślepnąć.
- Gdzie ja jestem? - ledwo co zdołałem wyszeptać jedno zdanie i od razu zacząłem kasłać.
- Jest pan w szpitalu. Proszę zachować spokój, nic panu tutaj nie grozi. - lekarz starał się mnie jakoś uspokoić, ale słabo mu to wychodziło. Jednak nie miałem siły, aby cokolwiek zrobić, więc musiałem leżeć i wysłuchiwać jego durnych kazań.
 Trzeba przyznać, że zgrabnie opowiedział mi co się ze mną stało po upadku z skały. Podobno jakiś na tyle rozgarnięty chłopak i do tego jeszcze trzeźwy zadzwonił po straż przybrzeżną, która szybko odnalazła mnie i wyciągnęła z wody.
 Od razu przewieziono mnie tutaj do szpital, ponieważ straciłem bardzo dużo krwi, a mój stan był bardzo ciężki. Według lekarza moje serce stanęło na ułamek minuty i musiał rozpocząć akcje reanimacyjne. Na szczęście udało mu się i jeszcze będziecie musieli ze mną wytrzymać.
 Oczywiście moi rodzice zostali o wszystkim powiadomieni i niezwłocznie pojawili się w szpitalu. Super, teraz będą mi truć, o tym jaki ja jestem nieodpowiedzialny i jakie skutki mogły przynieść ten głupi wyskok. Mam tylko nadzieję, ze nikt nie zrobił mi żadnych badań krwi i nie wykryli, że zażyłem LSD inaczej byłoby jeszcze gorzej ze mną.
 Dopiero po paru godzinach leżenia na sali operacyjnej, zostałem przeniesiony do zwykłej sali. To znaczy prywatnej sali dla osób o wyższym priorytecie. Na szczęście nie pozwolono rodzicom wejść do środka, ponieważ lekarz uznał, że potrzebuję teraz dużo spokoju i snu. Może wydać się to bardzo głupie, ale postanowiłem zerwać z wszystkimi używkami i środkami odurzającymi, do czasu następnej imprezy, która miała się odbyć już... jutro. W moje ukochane osiemnaste urodziny. Impreza, która przejdzie do historii.
 Udało mi się zasnąć dopiero po paru godzinach leżenia i nie spałem, aż tak długo jak chciałem. Zaledwie zamknąłem powieki, to po chwili czułem jak ponownie je otwieram. Sala była bardzo nowoczesna, na stole leżał bukiet kwiatów, miałem oddzielny telewizor, tylko niepotrzebnie musieli podłączyć do mnie kroplówkę, którą szybko odłączyłem.
- Nie będę tutaj siedział. - powiedziałem do siebie, gdyż nie sądziłem, że jest ktoś jeszcze w pomieszczeniu.
- Oczywiście, że będziesz. - odezwał się męski, twardy głos mojego ojca, który siedział na fotelu w rogu sali i uważnie mi się przyglądał. Na chwilę zerknąłem na niego, ale szybko odwróciłem wzrok, nie chciałem widzieć się z nim teraz. To o wiele za wcześnie. - Co ty sobie myślałeś skacząc do oceanu?
 Wzruszyłem tylko ramionami.
- Wiesz jakie to było niebezpieczne? Mogłeś zginąć na miejscu, straż mogła nie odnaleźć twojego ciała? Pomyślałeś w ogóle o nas?
 Znowu nic nie odpowiedziałem. Nie miałem mu nic do powiedzenia z wyjątkiem jednego słowa:
- Przepraszam. - powiedziałem cicho.
- Przepraszam? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - westchnął. - A co powiesz na to, że w twojej krwi znajdowały się zakazane substancję chemiczne. Przecież wiesz, że ten narkotyk jest surowo zabroniony w Stanach Zjednoczonych. Musiałem nieźle się natrudzić, aby lekarze nie wezwali policji. Skutki tego mogły być karygodne...
- Dla firmy. - dopowiedziałem automatycznie.
- Tak dla firmy, dla firmy, którą ty za parę lat będziesz przewodniczył. Jesteś moim jedynym synem i nie chcę ciebie stracić z powodu jakiegoś głupiego nastoletniego wybryku.
 Teraz mnie zbił z tropu. Myślałem, że najważniejsza jest dla niego firma, a rodzina na drugim miejscu. Ja bym tak postąpił, jednak teraz całkowicie nie wiedziałem co mam zrobić.
- Przepraszam tato. Nie chciałem, aby to wszystko tak wyszło. - szybko przetarłem oczy dłonią, aby nie mógł zobaczyć zbliżających się łez. Ojciec jednak podszedł do mnie i przytulił mnie, a ja jako dobry synek wtuliłem się w niego.
- Już się tym nie przejmuj. Najważniejsze, że nic się nie stało. - w tej chwili do sali wszedł lekarz z jakimiś papierami. Jak zobaczył, że kabel od kroplówki zwisa od razu do mnie podszedł.
- Co pan robi? Muszę to do pana podłączyć. - starał się wziąć mnie za rękę, ale nie dałem mu się.
- Nie chcę tego. Po za tym dzisiaj wychodzę. - mruknąłem zły. Facet zrobił się cały czerwony i zaczął mi recytować formułkę jakiejś przysięgi.
- Nigdzie się pan stąd nie ruszy! Nie ma mowy!
- Jak mój syn mówi, że wychodzi, to tak robi. - ojciec wstał i popatrzył na lekarza z góry. Chłopak nie miał żadnych szans w starciu z tatą, szczególnie kiedy na coś się uprze. Takim sposobem w przeciągu następnej godziny wspólnie wyszliśmy z szpitala.
 Niestety musiałem sam wrócić taksówką, gdyż zadzwonił ojciec Johna i okazało się, że obydwaj są potrzebni przy jakiś pracach związanych z jutrzejszą prezentacją robotów.
 Po drodze poleciłem kierowcy, aby zatrzymał się przed domem Alicji. Chciałem sprawdzić jak się czuję po imprezie i co mnie ominęło.
- Proszę na mnie poczekać. Przyjdę za jakieś pół godziny. - poleciłem kierowcy, jak wychodziłem i od razu uprzedziłem jego pytanie: - Niech się pan nie martwi, zapłacę za to.
- W takim razie może pan przyjść nawet za cały rok. - zaśmiał się i zapalił papierosa. Wolałem nie przebywać za długo w jego towarzystwie, dlatego też niezwłocznie wyszedłem z samochodu i skierowałem się w stronę domu Alicji.
 Dziewczyna musiała wypatrzeć mnie z okien, ponieważ wybiegła mi na spotkanie. Od razu rzuciła mi się na szyję i tym razem nie udało mi się zachować równowagi. Oboje upadliśmy na ziemię.
- O boże, przepraszam Alex. Nic ci się nie stało? - spojrzała na mnie przerażona. Dosyć zabawnie wyglądało to w jej wykonaniu.
- Jest okey, a u ciebie? Jak minęła reszta imprezy? - dziewczyna pomogła mi wstać z zimnego trawnika i grzecznie otrzepała mi koszulkę. - Okey, okey nie jestem jajkiem!
- Przepraszam. - odsunęła się trochę. - Nie wiem, ponieważ po twoim skoku od razu razem z Johnem pojechaliśmy do szpitala. To znaczy chcieliśmy tam pojechać, ale no wiesz byliśmy nieźle naćpani i w ogóle, a tam był twój ojciec. Nie chcieliśmy się z nim spotkać. Wybacz.
- Spoko. Nie ma problemu. - zaśmiałem się i delikatnie przytuliłem do dziewczyny. - To dobrze, że was nie widział. Jeszcze zrobiłby wam awanturę przed całym szpitalem.
- Ale i tak czuję się okropnie. Powinnam tam być razem z tobą. Co ja mówię, powinnam powstrzymać ciebie przed skokiem. - złapała moją twarz w dłonie i spojrzała prosto w oczy. - Mogłeś zginąć.
- Ale nie zginałem. - chciałem ją pocałować, jednak odsunęła się delikatnie.
- Jakby coś ci się stało, ja nie wiem co bym zrobiła. - zaczęły napływać jej łzy do oczu. Nie chciałem widzieć jej płaczącej, dlatego wytarłem je rękawem bluzy, którą dostałem w szpitalu.
- Nic mi się nie stało i nie stanie. Rozumiesz. - pokiwała głową. - Wszystko będzie w porządku. Jutro spotkamy się u mnie na imprezie, a potem polecimy do Europy i razem spędzimy cały rok.
- No nie wiem, czy to dobry pomysł, aby robić przyjęcie w takim stanie.
- Ale ja wiem, że tak i będziemy się świetnie razem bawić.
- Skoro tak mówisz. - pocałowała mnie krótko.
- Lepiej już pójdę, zanim taksówkarz naliczy mi parę tysięcy za jeden kurs.
- Trzymaj się.
- Ty też się nie puszczaj. - zaśmiałem się i poszedłem w stronę taksówki. Alicja zakryła tylko twarz w dłoniach z zażenowania i wróciła do domu. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu i kierowca przez całą drogę dziwnie się na mnie patrzył.
- Należy się dwieście dolarów. - powiedział uprzejmie i wyciągnął ręką w moją stronę. Na szczęście ojciec przed odejściem dał mi parę stów na przejazd. Wszystko dałem facetowi, który uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Polecam się na przyszłość.
- Nie wątpię. - mruknąłem cicho i wysiadłem. Tak jak przypuszczałem w środku przywitała mnie Anna z matczyną troską. Dodatkowo skarciła mnie za te moje wygłupi i ostrzegła mnie, że prędzej ja wprowadzę ja do grobu, niż sobie coś poważnego zrobię.
- A teraz idź do swojego pokoju. Musisz nabrać dużo siły przed jutrzejszym dniem. - kochana zostawiła u mnie w pokoju cały stos przepięknych kanapek na biurku i gorącą herbatę. Nie chciałem jej robić przykrości, ale nie byłem głodny, więc tylko się położyłem do łóżka i poszedłem spać. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem zmęczony i przespałem cały dzień i noc.

 Rano zrobiłem ten karygodny błąd i otworzyłem oczy w dniu 28 czerwca. Powinienem posłuchać się zaleceń lekarze i ciągle leżeć, może wtedy moje życie potoczyłoby się inaczej i nie spieprzyłoby się tak.

1 komentarz:

  1. Hahahahha, impreza na parę tysięcy ludzi z udziałem LSD... Skąd ja to znam? xD
    Przemówienie Alexa było niezwykle oryginalne i pouczające, w sam raz na rozpoczęcie, nowego, ważnego etapu w życiu...
    A tak poważnie, podejrzewam, że brzmiałoby tak samo, gdyby wiedział o tym wcześniej xD

    Generalnie super, nie mogę się doczekać tej całej prezentacji robotów, zwłaszcza po zakończeniu <3

    OdpowiedzUsuń