Podobno najgorsza jest cisza przed burzą,
czekanie na nieuniknione. Jeszcze nigdy nie słyszałem gorszego steku bzdur,
jakiś idiota musiał nieźle się schlać i wypisać to na jakimś budynku, a potem
media to podłapały i zrobiły z tego jakąś wielką prawdę. Sam przeżyłem coś
takiego i doskonale wiem, że coś takiego nie istnieje, gdyż moja tak zwana
„cisza” przebiegła bardzo radośnie i niewiarygodnie szybko, a potem BUUM i
wszystko się zawaliło. Świat znalazł ostateczny sposób, aby zniszczyć całe moje
życie w przeciągu pięciu sekund.
Poranek był wspaniały 28 czerwca, słońce
przyjemnie grzało, ptaki śpiewały, ciepły wietrzyk skrobał szyby, istny raj, po
prostu. Nic nie zapowiadało klęski, która nastąpiła pod koniec dnia. Wstałem
nawet w miarę wcześnie i nawet nie musiałem nastawiać budzika.
Na szafce obok łóżka znalazła się dziwna
koperta, oparta o lampę. Ktoś musiał najwyraźniej położyć ja tutaj, kiedy
spałem. Oczywiście zaadresowana była do mnie, a w środku znajdował się listy:
Drogi Alexandrze,
Z okazji twoich osiemnastych urodzin chciałabym Ci życzyć wszystkiego
najlepszego, dużo zdrowia i szczęścia. Miłość i pieniądze już znalazłeś, więc
nie ma sensu głębiej ich szukać. Przez te wszystkie lata, które spędziłam w tym
domu nie sądziłem, że spotka mnie coś miłego, przyjemnie się myliłam. Praca
tutaj jest najszczęśliwszym okresem w całym moim życiu, dzięki Tobie. Zawsze
traktowałeś mnie z szacunkiem i życzliwością, nigdy nie pokazywałeś swojej
wyższości, nawet przy swoich znajomych. Mam nadzieję, że dobrze służyłam Tobie
radą i pocieszeniem, w pewnym sensie traktowałam Ciebie jak syna, którego nigdy
nie miałam. Dlatego proszę nigdy się nie zmieniaj. Piszę ten króciutki liścik z
łzami w oczach, ponieważ już nie jesteś tym małym chłopczykiem, któremu
zmieniałam pieluchy, a dorosłym mężczyzną, pełnym odwagi i dobra w najczystszej
postaci. Nie zapomnij o mnie w dalekiej przyszłości, ja Ciebie nigdy nie
zapomną.
Kochająca
Anna
Treść listu przeczytałem
wielokrotnie i za każdym razem tak samo mnie wzruszał. Dobra, kochana Anna.
Zawsze była kimś więcej niż tylko sprzątaczką, była jak druga mama dla mnie.
Dlatego ten list był jeszcze bardziej wzruszający, ponieważ w paru zdaniach
opisał wszystkie moje uczucia do niej. Piękny, pierwszy prezent urodzinowy, z
którym postanowiłem nie rozstawać się przez cały dzień.
Kartkę z listem wsadziłem do tylnej kieszeni
spodni, które miałem dzisiaj założyć i uradowany zszedłem na dół, powitać
rodzinę.
- Dzień dobry wszystkim. –
przywitałem się z rodzicami, którzy czekali na mnie w salonie. Oboje szeroko
się do mnie uśmiechnęli i wstali z kanapy.
- Wszystkiego najlepszego kochanie.
– jako pierwsze obściskała i ucałowała mnie mama. Łzy zaczęły napływać jej do
oczu, ponieważ jej mały synek okazał się już być pełnoletni. – Jak ten czas
szybko zleciał. Wydaje mi się jakbym zaledwie tydzień temu przywiozła ciebie z
szpitala do domu. Jaka szkoda, że twoi dziadkowie nie dożyli tej chwili.
Zarówno rodzice taty, jak i mamy już dawno nie
żyli. Tata mamy zmarł przeszło trzy lata na zawał, a babcia pięć, również na
atak serca. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy, szczególnie ja i mama, ponieważ byli
to jedyni żyjący krewni z jej strony, oraz moi jedyni dziadkowie, których
znałem. Rodzice taty zmarli długo przed moimi urodzinami w wypadku samochodowym
i tylko tyle o nich wiem. Ojciec nigdy nie chciał mi o nich opowiedzieć, a jak
się sam zapytałem, to zawsze zbywał mnie jakimiś słowami typu: „Pracuję, nie
mam czasu”, „Jestem zmęczony, kiedy indziej synu”. Z biegiem czasu przestałem
się wiec wypytywać i tata był z tego szczęśliwy.
- Byliby z ciebie dumni. –
powiedział tata i uścisnął mi mocno dłoń, na co odpowiedziałem tym samym, tylko
z trochę większą siłą. – Tak jak i my. Dlatego razem z mamą mamy, dla ciebie
specjalny prezent.
Uśmiechnęli się szeroko do mnie i podali mi
drugą kopertę do ręki. Cicho się zaśmiałem i otworzyłem ją. W środku nie
znajdował się kolejny list, a umowa, według której oficjalnie zostałem prezesem
Technology International. Aż zabrakło mi słów na tę wiadomość.
- Jak tylko skończysz studia,
zajmiesz nasze stanowisko w firmie. – tata objął mamę w pasie. Oboje wydawali
się być bardzo zadowoleni z takiego obrotu spraw. Spojrzałem na nich z
otwartymi szeroko oczami, nadal nie mogłem wykrztusić żadnego zdania, więc
mocno się do nich przytuliłem. Trochę zbiło to rodziców z tropu, ale zaraz
zaczęli się śmiać.
- Dziękuję. Nie wiem jak mógłbym
wyrazić swoją radość z tej okazji. – na chwilę odsunąłem głowę w tył. – Ale co
się stanie z wami? Przecież firma, to całe wasze życie.
- Nie martw się o nas. Nie
odchodzimy na stałe, teraz będziemy zajmować miejsce w radzie zarządu. – czyli
nadal będę mogli mnie kontrolować. Jednak mimo tego cieszyłem się z
wszystkiego. Za około sześć lat miałem być najlepszym prezesem TI. Wprowadzić
firmę w złoty wiek. Rodzice mieli być naprawdę ze mnie dumni.
- A gdzie jest Anna? – rozejrzałem
się po pomieszczeniu, ale nigdzie jej nie było. Również nie słyszałem żadnych
dźwięków dobiegających z kuchni.
- Poprosiła o dzień wolnego. –
odpowiedziała mi mama. Trochę smutno mi się zrobiło, że nie zobaczę jej w dzień
swoich urodzin i osobiście jej nie pogratuluję. Pewnie znowu musiała pojechać
do swojej chorej siostry, zawsze tam jeździ jak ma wolne i spędza u niej cały
dzień. Wiele razy mówiłem jej, że może przenieść ją do ośrodka, który znajduje
się parę przecznic od nas. Jednak ona nigdy się na to nie zgodziła, tłumaczyła
to zawsze brakiem pieniędzy i tym, że nie będzie tam mile widziana. Nigdy nie
pytałem się dokładniej na co jest jej siostra chora, ale kiedyś podsłuchałem
jak mówiła mamie, że choruje na jakąś rzadką i nieuleczalna chorobę mózgu.
- Szkoda, chciałem jej podziękować
za list. – wzruszyłem ramionami.
- Jutro to zrobisz kochanie.
- Musimy już jechać moi drodzy,
jeśli nie chcemy się spóźnić na prezentacją, a nie chcemy tego. Uwierzcie mi. –
tata odłączył się od nas i szybko wyszedł z domu. Razem z mamą odprowadziliśmy
go wzrokiem i gdy wyszedł oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Jeśli chodziło o
dzisiejszą wystawę w laboratorium TI ojciec był bardzo wyczulony na wszystkie
niedokładności. Wszyscy w firmie przez ostatnie dni chodzili na szpilkach, aby
tylko nie podpaść mu.
- Lepiej chodźmy, bo jeszcze
pojedzie bez nas i dopiero będzie zły. – powiedziała mama i razem wyszliśmy z
domu. Na podjeździe już czekała na nas limuzyna, ta sama którą jechaliśmy do
szkoły w dniu jej ukończenia. W środku siedział tata cały już czerwony z
podenerwowania. Nawet rozpiął jeden guzik w koszuli i poluzował krawat.
- Nareszcie jesteście. Już miałem
jechać bez was. – wymieniliśmy z mamą spojrzenia i tylko uśmiechnęliśmy się do
siebie.
- Nie przesadzaj Karolu. Jest
jeszcze dużo czasu, zresztą nie rozpocznie się to wszystko bez ciebie. – ojciec
dostał subtelnego całusa w policzek od swojej ukochanej żony. Jednak nie
poprawił mu się zbytnio humor.
- Członkowie ONZ nie są cierpliwi i
nie będą długo czekać na nas. Jeśli się spóźnię, mogą pójść do kogoś innego. –
aż parsknąłem śmiechem, za co zostałem ukarany spojrzeniem taty.
- Proszę cię. Przecież nie ma żadnej
firmy, która mogłaby konkurować z TI. Nikt nie jest w stanie wyprzedzić nas w
przeciągu następnego stulecia. – spojrzałem na niego uśmiechnięty.
- Nie chodziło mi o inną firmę. –
dopiero teraz zrozumiałem o co mu chodziło. Miał na myśli Oskara Trackers’a, ojca
Johna. Mój tata i ten facet byli właścicielami jednej firmy, ale wszyscy
wiedzieli, że obaj konkurują ze sobą, jakby były dwa oddzielne biznesy.
Nie nienawidzili się, ale uważali, że tylko
dzięki takiemu rozwiązaniu mogą osiągnąć postęp, w przeciwnym wypadku firma
przestałaby tak szybko pracować. Na szczęście tym razem wygrał mój ojciec z
swoimi robotami. Pan Trackers wynalazł jakiś dziwny strój dla ludzi, który miał
wzmocnić ich umiejętności bojowe i wyposażyć w dodatkową broń. Rada
jednogłośnie uznała, że pomysł taty jest o wiele lepszym rozwiązaniem i jak
widać dobrze zagłosowali. Te kostiumy to jakaś porażka, jak człowiek mógłby być
lepszy od maszyny? To niedorzeczne.
- Jestem pewna, że mimo wszystko
zdążymy na czas i zakończymy przedpołudnie podpisaniem umowy, a potem udamy się
do restauracji uczcić ten dzień. – tymi
słowami zakończyliśmy wszystkie rozmowy w drodze do laboratorium.
Na szczęście tym razem nie
musieliśmy stać w żadnym korku i bezpiecznie dotarliśmy do celu naszej podróży.
Jeszcze większym fartem udało nam się dotrzeć przed czasem. Wszędzie wokoło
było pełno samochodów podobnych do naszych, tylko z wywieszonymi flagami
różnych krajów. Wojskowi i ochroniarze ambasadorów biegali w wszystkich
kierunkach, a facet, który był tak nieuprzejmy dla mnie właśnie podszedł do
naszego samochodu. Tata otworzył szybę i spojrzał na niego poważnie, mężczyzna
od razu stanął na baczność i uważnie słuchał wszystkich jego poleceń.
- Rozumiesz mnie?
- Tak jest, proszę pana.
- Świetnie. Ruszajmy. – zamknął okno
i pojechaliśmy w głąb placu, kątem oka dostrzegłem moje dawne miejsce
parkingowe, teraz tylko minęliśmy je i pojechaliśmy do głównego wejścia, przed
którym czekali reporterzy z kamerami. Ojciec coraz bardziej się chyba
denerwował, ale jak na razie dzielnie się trzymał i poprawił sobie koszulę i
krawat.
- No to zaczynamy. – powiedziałem i
wspólnie wyszliśmy z samochodu. Muszę dodać, że całe miejsce ładnie usprzątano
i rozstawiono czerwony dywan przed wejściem. Niczym na gali Oscarów, każdy kto
chciał wejść musiał przejść przez ścianę kamer i fleszy. Od razu jak postawiłem
nogę na dywanie dotarły do mnie krzyki reporterów próbujących dowiedzieć się
jakiś informacji. Uśmiechnąłem się do
kamer i odgrywałem rolę celebryty, muszę przyznać, że całkiem dobrze mi to
wychodziło.
- Panie Wolf czy pańskie roboty są
całkowicie niezniszczalne? Jak obrońcy praw człowieka zareagowali na ten
pomysł? – zalała tatę chmara pytań, na wszystkie odpowiadał tym samym tekstem.
- Wszystkiego dowiedzą się państwo
podczas prezentacji. Proszę uzbroić się w cierpliwość. – pomachał im wszystkim
i przeszedł dalej. Razem z mamą chętniej udzielaliśmy odpowiedzi na pytania. Ja
wziąłem na siebie lewą kolumnę, a mama prawą.
- Alex czy możesz coś więcej
powiedzieć na temat tych robotów? Czy widziałeś już je? – zaśmiałem się do
kamery i podrapałem po włosach.
- Tak spotkałem jednego i muszę
przyznać, że robi wrażenie. To będzie przyszłość nas wszystkich, dzisiaj będą
nas bronić przed magikami, a w przyszłości wykonywać pracę za człowieka. –
reporter zajarał się moją odpowiedzią i dalej zadawał mi pytania, na które
chętnie odpowiadałem mu. Od razu dołączyli się do niego dziennikarze z innych
gazet i telewizji.
Opowiadałem im jaka zamierzam zmienić firmę,
co usunę, zmienię i stworzę od nowa. Tata wręcz siłą musiała mnie i mamę
odciągnąć od nich, bo w przeciwnym wypadku moglibyśmy się naprawdę spóźnić na
prezentację. Jednak udało nam się ubłagać go o wspólne zdjęcie na okładki gazet
i ustawiliśmy się blisko siebie. Fotografowie zrobili nam setki zdjęć i
weszliśmy do środka.
W pomieszczeniu było o wiele luźniej niż na
zewnątrz, pewnie dlatego, że mogli tutaj przebywać jedynie zaproszeni goście. W
drodze do sali natrafiliśmy na premiera Wielkiej Brytanii.
- Panie premierze, to zaszczyt dla
nas gościć tak ważną osobę. – tata podał mu rękę i obaj panowie uścisnęli je
sobie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
– uśmiechnął się i zwrócił do mamy. – A to pewnie pańska przepiękna żona, o której
urodzie mówi cały świat.
- Jest pan nad wyraz uprzejmy panie
ministrze. – mam wystawiła z gracją prawą dłoń, którą natychmiast pocałował. –
Chciałabym panu przedstawić mojego syna Alexandra.
- Bardzo mi miło pana poznać. –
powiedziałem pierwszy i uścisnęliśmy sobie dłoń.
- Mi również. – powiedział tylko i
znowu powrócił do rozmowy z tatą o robotach. W tym czasie razem z mamą
grzecznie ich słuchaliśmy, na moment nie przerywając. Zrobił to pan Trackers z
swoją żoną Oliwią.
- Co za przyjemne spotkanie. –
powiedział ojciec Johna i wepchnął się pomiędzy mnie a premiera, całkowicie
spychając na bok. Spojrzałem na mamę, a ona dała mi wzrokowy sygnał, aby
zignorował to.
- Rzeczywiście. Właśnie rozmawiałem
z Karolem na temat kosztów wyprodukowania robotów na tak dużą skalę.
- Jestem pewien, że będzie na nie
stać narody zjednoczone. – zaśmiał się Oskar Teackers. Jego żona zaczęła
rozmawiać z moją mamą o jakiś sprawach związanych z kampanią reklamową nowego
środka odmładzającego. Rozejrzałem się wokół, ale nigdzie nie widziałem Johna.
Może poszedł do toalety?
- Przepraszam panią, ale czy John
również przyjechał? – uprzejmie przerwałem jej monologom słów. Kobieta
spojrzała krzywo na mnie i prychnęła.
- Nie, nie przyjechał. To nie jest
miejsce dla dzieci. – powiedziała surowo i wróciła do swojej rozprawki na temat
kremu. Niedobrze mi się zrobiło od słuchanie tego wszystkiego, szczególnie
jeśli padało to z jej ust. Nigdy nie przepadała za mną i przy każdym spotkaniu
dawała temu świadectwo. Na szczęście
moje cierpienie nie trwało długo i po paru minutach skierowaliśmy się w stronę sali,
jednak nadal przez resztę czasu szedłem na samym końcu i nie odzywałem się do
nikogo.
- Panie premierze. – ojciec Johna
otworzył drzwi przed Anglikiem i wszyscy weszliśmy do ogromnej sali konferencyjnej
z ogromną sceną przy przeciwległej ścianie.
- Niestety teraz musimy państwa
opuścić. – odezwał się tata. – Życzę udanego oglądanie.
Razem z panem Trackersem zeszli na sam dół do
sceny i zniknęli za ogromną kurtyna. Mama, ja i żona Oskara udaliśmy się na
nasze miejsca i czekaliśmy na rozpoczęcie przedstawienie. Buzia pani Trackers
nie zamykała się do chwili, gdy wszystkie światła nagle zgasły.
Przed kurtynę wysunął się wielki ekran na całą
ścianę, a na nim zaczęło rosnąć logo firmy Technology International. Gdy już
osiągnęło odpowiedni obraz zniknęło, jakby ktoś wyłączył bardzo stary
telewizor. Jakiś pan siedzący obok mnie zażartował, że to wszystko na dzisiaj i
można już wychodzić. Z grzeczności zaśmiałem się, ale wiedziałem, że to nie
jest prawdą.
Nagle pojawił się sceny związane z wojną
poczynając od starożytności po czasy dzisiejsze. Oblężenia miast, walki rycerzy
na polach, wystrzały z armat, I Wojna Światowa, potem druga i na końcu tak
zwana „Walka o ludzkość” przedstawiająca powstanie magików przeciwko ludziom. W
między czasie słychać było głos komentatora.
- Od zarania dziejów ludzkość
prowadziła wojny, przez które ginęło miliony niewinnych osób. – pokazano
zdjęcia zamordowanych dzieci i kobiet podczas plądrowania Rzymu przez plemiona
barbarzyńskie. – Czy zawsze tak musi być?
- Teraz kiedy tak szybko narasta
postęp technologiczny, powstają jeszcze okrutniejsze bronie masowego rażenia. –
pokazano oba wybuchy atomowe w Japonii, w czasie II Wojny Światowej. – Czy
tylko do tego służy nauka?
- Teraz ludzkość nęka nowy wróg, o
wiele groźniejszy niż poprzednio. – po kolei wyświetlały się zdjęcia
największych tyranów na świecie. Po zdjęciach zbrodniarzy i ich najgorszych
wyczynów przyszła kolej na bardziej współczesne obrazy ukazujące osoby uprawiające
magię. Wiele osób nie ukrywało swojego oburzenia i otwarcie mówiło, co o nich
myślało. – Czy nie można z tym walczyć, bez odnoszenia jakichkolwiek strat?
- Otóż można. Dzięki najnowszym
badaniom Technology International, świat w końcu może być bezpieczny, a wasze
dzieci spać spokojnie. Mam zaszczyt przedstawić państwu twórców tego pomysłu,
którzy więcej o nim opowiedzą: Karol Wolf i Oskar Trackers!
Na scenę wszedł tata oraz ojciec
Johna. Widownia przywitała ich gorącymi oklaskami. Obaj panowie ukłonili się i
zaczęli machać w każdą stronę tłumu.
- Dziękujemy państwu. – starali się
stłumić oklaski, lecz na razie nie udało im się i musieli odczekać parę sekund
na wygłoszenie mów. – Bardzo państwu dziękujemy. Kiedy razem z moim
przyjacielem Oskarem zakładaliśmy Technology International nie mogliśmy nawet
śnić, że w przeciągu parunastu lat, nasza firma zajdzie tak daleko.
- To tylko dzięki wam udało nam się
dojść do tego, czym stało się nasze TI. Jesteśmy waszymi dłużnikami, a teraz
przychodzi pora, aby spłacić ten dług.
- Chcielibyśmy państwu przedstawić
owoc naszych kilkuletnich badań. Dzięki temu wszystkim nam będzie żyło się
lepiej i bezpieczniej. Nie będziecie musieli się obawiać, że wasze dzieci
zostaną zaatakowane w drodze do szkoły, że wasze domy nie zostaną spalone przez
magików. – tata spojrzał na pana Trackers’a. – Powiedzmy to razem.
- Przed państwem… Strażnik v2.0
– w między czasie ekran został znowu zwinięty i na znak ojca kurtyna rozsunęła
się ukazując trzy, nowe, wypolerowane roboty. Tłum zaczął jeszcze głośniej
klaskać, wszyscy zaczęli z podziwem komentować jakie one są piękne.
- Nasz robot jest cudem nauki i
dzieckiem technologii. Nie ma żadnych problemów technicznych. Wykonuje każde
zaprogramowane mu polecenie. – piękna hostessa przyniosła tacie specjalnego
pilota, do ręcznego sterowania maszyną. Ponaciskał sekwencję guzików i
wszystkie trzy roboty stanęły na baczność i zasalutowały. – Pierwsze roboty
wyruszą na amerykańskie ulice już za pół roku.
- Zgadza się Karolu, te roboty są
niesamowite, ale czy na pewno będę wystarczająco silne, aby wytrzymać atak z
stronny magii? – Oskar spojrzał na mojego tatę, a potem na tłum, który
grzecznie kiwał głową.
- Nie martw się mój drogi
przyjacielu, te urządzenia są wykonane z stopu tytanu i żelaza, a wszystkie
obwody mają pokryte złotem. Dzięki temu wytrzymają nawet najgorsze uderzenie.
Dodatkowo roboty zaprogramowane są tak, aby umiały same siebie naprawić, bądź
innych towarzyszy, którzy nie mogą tego zrobić. – tata zaśmiał się i znowu
ponaciskał parę przycisków i jeden robot całkowicie się rozleciał, a dwa
pozostałe zaczęły go składać z powrotem. – Widzisz?
- To robi wrażenie, ale jakoś nadal
mnie nie przekonało do kupna tych maszyn.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi
i wprowadziłem szereg nowych uzdolnień, które tylko firma TI jest w stanie
zaserwować. Otóż roboty idealnie dostosowują się do każdych warunków w jakich
się znajdują. Pod wodą wysuwają im się turbiny, dzięki którym mogą osiągnąć
zawrotną prędkość, oraz co najważniejsze potrafią zmienić kolor swojego
pancerze. Patrz uważnie. – znowu nacisnął kilka guzików i z podłogi wysunęła
się platforma, która przypominała pustynię lodową. Złożony już w całość robot
wszedł na nią.
- Skanowanie terenu. – odezwał się,
co wywołało jeszcze większą radość w publiczności. – Skanowanie terenu
zakończone. Uruchamiam tryb maskowania.
Pokrycie robota nagle zaczęło się zmieniać i
po chwili był cały biały. Prawie całkowicie się zlewał z otaczającym go
środowiskiem. Nawet mnie coś takiego zaszokowało i od razu zacząłem głośno
klaskać, a reszta poszła za moim przykładem.
- No dobrze, przyznaję, że robi
wrażenie, ale o ile mnie pamięć nie myli, to ten robot miał nas bronić, a nie
sam się ukrywać? Jak wyposażyłeś go?
- Z ogromną przyjemnością
przedstawię państwu uzbrojenie naszego Strażnika. Standartowo wyposażony on
jest w trzy karabiny maszynowe, dwa małe przyczepione do jego rąk i jeden
większy wyjmowany zza pleców. – robot na manekinie pokazał najpierw dwa
mniejsze, które posiatkowały kukłę, a trzeci rozerwał ją na strzępy. Całe
szczęście, że to nie ja stałem w tamtym miejscu, bo coś podobnego przytrafiłoby
się mi. – Tyle z broni palnej. Oczywiście zestaw magazynków zapasowych również
przewidziany jest w pakiecie.
- Oprócz tego wysuwane ostrze z
nadgarstka, które jest w stanie przeciąć na pół każdą przeszkodę. – piękna
lśniąca stał wysunęła się z ręki robota, które jednym machnięciem ręki przecięło
na pół drugiego manekina.
- Laser. – trzeci manekin posiadał
małą dziurkę w głowie, która powstała w
przeciągu jednej sekundy po dotknięciu czerwonej wiązki. Czwarta kukła stopiła
się pod wpływem miotacza płomieni, a piąta zamarzła przez kreator lodu.
- Jest jeszcze cały zestaw strzałek
różnego rodzaju, paraliżujących, trujących, wybuchowych, obezwładniających,
wszystkich o jakich pomyślicie, oraz wiele innych gadżetów, których samo
wyliczanie zajęłoby parę godzin.- westchnął - Na sam koniec zostawiłem najlepszy gadżet.
Rakietę samonaprowadzającą. Tego jednak nie jestem w stanie państwu pokazać,
ponieważ siła jej rażenia mogłaby poważnie uszkodzić nasza placówkę.
- Muszę przyznać Karl, że
przekonałeś mnie do zakupienia tego robota.
- Dziękuję Oskarze za twoje słowa. –
ojciec uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że państwo również są usatysfakcjonowani
i będziecie chcieli zakupić nasz produkt.
Tymczasem żegnamy się z państwem. Do zobaczenie. – obaj ukłonili się i
publiczność pożegnała ich jeszcze głośniejszymi brawami. Pojedyncze osoby nawet
wstały z swoich miejsc, wśród nich byłem między innymi ja.
Prezentacja wypadła znakomicie, wszystko
poszło w stu procentach idealnie, bez żadnego zbędnego opóźnienia, czy pomyłek.
W korytarzu dołączył do mnie i mamy tata, któremu każdy napotkany gość składał
gratulację.
- To było wspaniałe Karolu. – mama
pocałowała ojca. Później ja mu jeszcze pogratulowałem i razem udaliśmy się do
jego biura, gdzie czekali na nas przedstawiciele ONZ.
- Panowie przepraszam, że kazałem
wam tyle czekać, ale musiałem się udać po swoją rodzinę. – na chwilę wszystkie
twarze zwróciły się w moją i mamy stronę, ale po chwili przenieśli wzrok na
tatę.
- Chcielibyśmy pogratulować
stworzenie idealnej maszyny i z dumą mogę ogłosić, że Organizacja Narodów
Zjednoczonych postanowiła zakupić dla każdego kraju członkowskiego po zestawie Strażnika v2.0. –
tata był cały uradowany, zresztą tak samo jak ja, ale on umiał to bardzo dobrze
utemperować.
- To zaszczyt dla mnie. – wszyscy podpisali umowę o zrobienie robotów i
po kolei ściskali mojemu tacie rękę. W tej chwili byłem bardzo dumny z bycia
częścią tego historycznego momentu. Dopiero jak wszyscy już wyszli krzyknąłem z
radości i razem z mamą uściskaliśmy tatę. – Trzeba to uczcić. W szafce mam
szampana.
Podszedłem do komody przy biurku
i otworzyłem pierwszą lepszą półkę, a w środku znajdował się cały minibarek. Cicho
się zaśmiałem pod nosem i wyjąłem szampana, oraz trzy kieliszki. Korek
wystrzelił mi w górę, kiedy go otwierałem, a piana poleciała na perski dywan.
Jednak nikt się tym nie przejmował i już po chwili wznieśliśmy toast.
- Za Wolfów. – powiedzieliśmy wspólnie i stuknęliśmy się kieliszkami.
Podróż powrotna do Los Angeles była o wiele zabawniejsze, niż wyjazd z niego.
Tata ciągle opowiadał jak bardzo się stresował przed wejściem na scenę, aż z
tego wszystkiego Miranda musiała na szybko przygotować mu zielonej herbaty na
uspokojenie.
- I wtedy lektor wyczytał moje
imię i nazwisko, a ja ciągle trzymałem filiżankę z herbatą, gdyby nie Miranda
wyszedłbym na środek razem z nią.
- Cała szczęście, że w porę złapała ciebie. Ludzie pomyśleliby, że
chcesz z nich zażartować i część na pewno wyszłaby. – w ciszy i z uśmiechem
przysłuchiwałem się ich rozmową na ten temat, oraz wiele innych, aż nie
dotarliśmy do restauracji „Celebrytka”, najdroższego i najbardziej
ekskluzywnego lokalu w całym mieście. Stolik trzeba zamawiać tutaj z
miesięcznym wyprzedzeniem, ale jak ma się na nazwisko Wolf wystarczy telefon do
szefa i zawsze coś się znajdzie.
- Dzisiaj jest wielki dzień dla nas wszystkich. – odezwał się ojciec,
kiedy wszyscy zajęliśmy swoje miejsca. – Podpisanie kontraktu i osiemnaste
urodziny jedynego syna. Ten dzień przejdzie do historii.
- Chętnie wypiję za ten dzień. – wznieśliśmy kolejny toast, tym razem
za 28 czerwca. Przez następną godzinę razem siedzieliśmy w restauracji, aż
przynieśli dla nas rachunek i trzeba było się zbierać do domu.
- Kochanie, razem z tatą zauważyliśmy jak bardzo zależy tobie na
przyjęciu urodzinowym. Dlatego mamy nadzieję, że kroki przez nas podjęte
spodobają się tobie. My w każdym razie nie będziemy wam przeszkadzać w zabawie.
Spotkamy się jutro, po zabawie. – pocałowała mnie mama w policzek, a tata
uścisnął moje ramie i oboje odjechali limuzyną w stronę przeciwną niż nasz dom.
Byłem bardzo ciekaw co miała na myśli mama mówiąc o „środkach, przez nich
podjętych”.
Spojrzałem na telefon i
zobaczyłem, że dostałem SMS-a od Alicji:
Wszyscy czekają na ciebie.
Kocham cię. <3
Zaśmiałem się i wezwałem
taksówkę, nawet zapłaciłem kierowcy ekstra, aby dojechał na miejsce jak
najszybciej. Na ulicy zauważyłem ogromną ilość samochodów zaparkowanych na
ulicy, oraz głośno grającą muzykę, dobiegającą z mojego domu. Zapłaciłem kierowcy
i ruszyłem na spotkanie z nieuniknionym. Przez następną godzinę mogłem w pełni
cieszyć ostatnimi chwilami w swoim życiu.
Eeeeeee, to ja się tu spodziewam dramatycznych wydarzeń, a to dopiero w następnym rozdziale...? Jestem niepocieszona.
OdpowiedzUsuńSam w sobie rozdział spoko, fajnie zrobiłeś tą całą prezentację, tylko było trochę literówek i innych takich dupereli.
A ostatnie zdanie zabrzmiało, jakby Alex miał za chwilę umrzeć xD